Musiała tęsknić za roziskrzoną taflą morza, rozmodrzonym niebem, rozkrzyczanymi mewami i bielą miasta na horyzoncie. Polska nie była chyba tak rozświetlona i ciepła. Gdy wyszła za mąż za 51-letniego Zygmunta Starego, ona, 24-latka z Bari, została Boną, z Bożej łaski królową Polski, wielką księżną Litwy, księżną Bari i Rossano, panią Rusi, Prus i Mazowsza itd., miała przed sobą długie, politycznie aktywne życie, intrygi, plany, które konsekwentnie realizowała, ale przecież musiała tęsknić do południowego klimatu i słońca beztroski. Wróciła tutaj zresztą, skłócona z synem Zygmuntem II Augustem, zrzekając się wszelkich ziemskich dóbr w Polsce, osiadając na zamku i być może kojąc tęsknotę i lecząc poszarganą duszę italieńskim dolce vita. Rok po przybyciu, jako 65-latkę, otruł ją zaufany dworzanin, długoletni współpracownik Jan Wawrzyniec Pappacoda na zlecenie Habsburgów, którzy zyskali na sfałszowaniu jej testamentu i pozbyli się zaciągniętej u niej pożyczki. Nie wiem czy pogoda w listopadzie 1557 roku była znośna, ale miała za sobą słoneczne lato, być może umierając tylko to się dla niej liczyło.
Wieże, wieżyczki, anteny. Bari promieniuje spokojem i łagodnie rozpozciera się aż po horyzont, wyciągając z dachów ku niebu setki strzelistych anten. Uliczki wąskie, prawie puste, budynki urocze, jasne, zakamarki, motorki zaparkowane, gdzie tylko się da, staruszki przycupnięte na krzesełkach, grajkowie brzdąkający o euro, lody, espresso i harmonijny ruch palm muskanych wiatrem.
Na placu przed bazyliką św. Mikołaja jest trochę więcej ludzi, niż na uliczkach wokół. Przez chwilę wyobraziłam sobie w ich postaciach 62 marynarzy, którzy przybyli tutaj w popłochu, ale i z triumfem w 1087 roku z ukradzionymi relikwiami św. Mikołaja z Miry. Relikwie zostały zabrane pod pretekstem najazdu muzułmanów, a później Wenecjan i w towarzystwie protestów mieszkańców Miry załadowane na statek, który wbrew sztormowi dotarł do Bari, gdzie Mikołaj spoczął najpierw w klasztorze, a dwa lata później w specjalnie dla niego wybudowanej bazylice, gdzie tłumnie odwiedzany jest do dziś. Karteczki z życzeniami, modły wznoszone, zagęstniają atmosferę kościoła, gdzie spoczywa też królowa Bona. Mirra, kadzidło i złoto otaczają tego orędownika pomocy biednym. Niesamowity rozwój kultu, przemianowanie i uzurpowanie sobie nowych wersji zdarzeń i charakteru nieznanego czlowieka. Potrzeba wiary, która dodaje nadziei i sensu.
Uliczkami tymczasem trzeba się przedzierać, wysypujący się z pobliskiego portu tłum zmierza w jednym kierunku, do Mikołaja, ale w mieście jest jeszcze jedna świątynia, gdzie równie gorliwie można swoje modły odprawić – katedra św. Sabina, biała budowla z XI wieku na miejscu pałacu pewnego bizantyjskiego namiestnika miasta. Od niej już niedaleko do nowej części miasta, do ratusza z urzędnikami, do bulwaru z palmami, do ruchliwych arterii i kawiarenek dla robiących przerwy pracowników. Zataczając koło dociera się do Castello Svevo di Bari (Zamek Szwabów) Fryderyka II Szwabskiego z XII wieku. Renesansowo przebudowany zdaje się być fortecą, w której Bona spędziła ostatni rok swojego życia. Opuszczony przez królową zamarł na czas jakiś, później wykorzystywany jako więzienie, dziś służy turystom muzeum.
I znów dachy upstrzone antenami, jakby Mikołaj to było za mało, nauczeni przykładem zdradzonej śmiertelnie Bony mieszkańcy miasta nie chcą przegapić niczego – żadnego ważnego znaku na ziemi czy z nieba.