Nadzy, atletyczni mężczyźni wybiegali rzędem na stadion, by walczyć w sportowej rywalizacji. Wokół nich panował święty pokój. Jako że wojny działy się między miastami, ich władcy umawiali się na ten sportowy czas co cztery lata na całkowity zakaz używania broni i prowadzenia jakichkolwiek walk. Widzowie męscy pielgrzymowali więc z radością ku Altis, a kobiety je opuszczały. Im nie wolno było przyglądać się olimpijskim rozgrywkom. Tylko jedna kapłanka bogini Demeter miała tam swoje zaszczytne miejsce.
Przygotowania do wydarzenia i cały ich przebieg miał dla jego uczestników ogromne znaczenie. Symboliczne i duchowe, gdyż wtedy honor i uznanie liczyły się bardziej niż złote medale czy pieniądze za widoczną reklamę bądź optymistyczny transfer. Walczono o oliwny laur, który związany był z pierwszym miejscem. Za drugie czy trzecie nie zdobywało się nic. Jedynym przywilejem były ewentualne ulgi podatkowe w rodzinnym mieście. Walczyli więc sumiennie i z godnością, poświęcając idei zapewne wiele życiowych chwil.
Igrzyska olimpijskie toczące się w cieniu świątyni Zeusa, którą zalicza się do jednych z siedmiu cudów świata starożytności, od 776 r p.n.e. były wielkim ukłonem w stronę potężnego boga. Nawet kierunek biegów - w jego stronę, na jego cześć i z wielką obawą przed gniewem najwyższego. W połowie igrzysk palono przed jego ołtarzem 100 byków, których prochy mieszano z wodą rzeki Alpheois i usypywano z nich górę. Cóż to musiał być za smród!
Igrzyska przetrwały do 393 roku n.e. i zostały zakazane ze względu na pogański charakter, jak przynajmniej się ówczesnemu władcy Teodozjuszowi I Wielkiemu wydawało. Istnieje również wersja, że do zakazu przyczyniły się częste wypadki łamania ustalonego regulaminu. Oficjalnie zabronione, w tajemnicy i ukryciu wciąż przeprowadzane zawody sportowe, ostatecznie zamilkły na zawsze w tym miejscu w 551 roku n.e., gdy Olimpię nawiedziło trzęsienie ziemi topiące słynne miejsce w błocie.
Odkopane i oczyszczone ruiny świętego i sportowego miejsca starożytnych Greków robią bardzo stoickie wrażenie, jakby nigdy nie działo się tutaj nic. Drzewa, trawa i świergot ptaków, wysuszona ziemia i strzeliste kolumny, kamienne posadzki, na których nie można dostrzec śladów tysięcy stóp, które je dotykały w pośpiesznym biegu na kolejne rozgrywki, kolejne pokłony, czy na czas spożywania posiłków. Ogarnia mnie to samo uczucie, co zawsze w takich znaczących miejscach: gdzie oni są?
To niesamowite móc przycupnąć przy stadionie, lub, jak wielu to czyni, przebiec śladami pierwszych olimpijczyków. Wyobrazić sobie niewyobrażalne i spróbować opowiedzieć im, że wielu udaje się w ich ślady i walczy o pierwsze miejsca do dziś. Byłoby tylko wstyd przyznać się do komercyjności i przekupstwa, jednak jedynie przed tymi pierwszymi, gdyż kolejne pokolenia sportowców też nie były od konszachtów wolne. Wyciągnąć nogi i pochylić ręce, nie w bałwochwalczym ukłonie przed bogiem, którego, jak się dowiedzieliśmy, wcale nie ma, ale w odprężeniu i nieodpartej chęci rozciągnięcia wszelkich mięśni.
Wizyta w pobliskim Muzeum Archeologicznym jest konieczna nie tylko ze względu na historyczne znaczenie eksponatów, ale przede wszystkim na ich niezwykłą urodę i ducha, którego nie sposób nie odczuć. Wypielęgnowane prawie perfekcyjne do gablot, zachowały majestatyczność i sedno czasów, z których pochodzą. Zaklęły w sobie obrazy modlących się przed nimi ludzi i szepty niezrozumiałych słów, trwogę i radość tysięcy oczów, a przede wszystkim nadzieję na wygraną.
P.S. Płomień olimpijski współczesnych igrzysk pochodzi właśnie stąd, rozniecany za pomocą parabolicznego zwierciadła ustawianego w promieniach słońca na tutajszym stadionie.
A w Katakolo turystyczny tłum zaspokaja finansowe potrzeby tubylców, Czas na ouzo wygospodarowany, gdyż pewne rytuały trzeba powtarzać, by nie zginąć w wartkim strumieniu życia. Konsumpcja nie tylko miejscowych wiktuaów, ale i degustacja trunków należą do owego życiowego nurtu. Trochę nieśmiało i z pewnym dystansem, zakotwiczeni w schowanej przed tłumami knajpce, pytamy i o ilość i o cenę. Słyszymy niemalże całą litanię pozytywnych właściwości, z których najważniejszą okazała się być ta dla niemowlaków. Pani twierdzi, że każdemu greckiemu dziecku smaruje się nim dziąsła w okresie wyrzynania się pierwszych ząbków, No to - jamas!