Jak mara kątem oka dostrzeżona, przebiega z miejsca na miejsce, jawiąc się raz jako kobieta, innym razem jako belzebub, by za chwilę okazać się mężczyzną i chichotać przebiegle na ścianie jednej z wielu cottbuskich kamienic. W biały dzień. W samo południe.
Budynek byłej elektrowni zatopiony w soczystej zieleni parku Goethego czerwienie cegłą i mieni się kolorami tęczy wywieszonej flagi. Cottbus obwieszcza panoszącą się tolerancję i ozdabia tęczowym materiałem, jak na jarmarku. Głosi wszem i wobec ducha obecnego czasu wystawiając w muzeum byłej elektrowni dzieła rosyjskiej awangardy „Musimy zedrzeć zasłony z naszych oczu”, fotografie Alexandra Rodtschenki wyłaniające utopię radzieckiej rewolucji i chłodne malarstwo cottbuskiego malarza Günthera Friedricha.
Zredukowane do geometrii malarstwo rosyjskiej awangardy z początków XX wieku prezentowane przez Alexander Extera, Kasimira Malewitscha, Ljubow Popową, Olgę Rosanową, Lasara Lissitzkiego, Wladimira Tatlin gości się wyśmienicie w obszernych fabrycznych halach. Kontrast minimalistycznych kwadratów czy prostokątów z przestrzenią i strukturą budowlanego materiału zaspokaja wszelkie estetyczne potrzeby. Sztuka to oczywiście kwestia gustu i każde muzeum się nią na własne ryzyko bawi. Tutejsze kunst. museum. dieselkraftwerk. cottbus (dkw) również. Fotografie Rodtschenki odkrywają dawno miniony i nam zupełnie obcy świat, za to malarstwo Friedricha ozięble przedstawia udawane szczęście socjalizmu. Podobno ówczesna władza żadnej ironii w nim nie dostrzegała i np. wystawiany tutaj portret smutnego chłopca na tle blokowiska jako wyraz szczęśliwego, poukładanego życia rozumiała. Zmieniła się epoka i chłopiec odwraca z wyrzutem wzrok od gości, którzy tamtych bolączek często już nie znają.
Elektrownia, w której mieści się jedno z najlepszych muzeów Brandenburgii, powstała w 1928 roku i działała zaledwie 31 lat. Zaprojektowana przez Wernera Issela, człowieka, który w swoim życiu wybudował około 60 industrialnych gmachów, głosi jego wiedzę i miłość do tego typu projektów do dziś.