Sal to sól.
Wypłukiwana z wód oceanu, suszona na niebrakującym tutaj nigdy słońcu, płynęła w XIX wieku głównie do Brazylii. Sól służyła do peklowania, dopóki nie było lodówek była niezastąpiona i dawała niejednemu mieszkańcowi Cabo Verde możliwość godnego życia.
Portugalczyk Manuela Antonio Martins żył na Boavista, ale właśnie na Sal rozwijał swój solny interes. Salinę w Santa Maria założył około 1830 roku, czym przyczynił się do ugruntowania miasteczka, w którym po owym interesie prawie nie pozostało żadnego śladu, ale ono samo trwa szczęśliwie do dziś. Dużo wcześniej, gdyż około roku 1804 powstała istniejąca do dziś salina Pedra Lume. Położona w kraterze byłego wulkanu poniżej poziomu oceanu rozciąga się malowniczo u samych stóp przybysza – do punktu widokowego niełatwo dojechać bez doskonałej znajomości terenu. Droga to pojawia się to znika zasypywana nieustannie wiejącym wiatrem. Czekający przy drodze mężczyzna oferuje swoje przewodnickie usługi, które obcemu mogą imponować. Pomimo tego, że przed chwilą stał na rogatkach wioski, zjawia się od razu po otwarciu samochodowych drzwi paręset metrów dalej i opowiada o wszystkim tylko nie o sobie. Zna każdy detal okolicy, pokazuje z ufnością i ochotą, ufając w takie same przywary przygodnie napotkanych turystów.
Salina w Pedra Lume przed południem jest dźwięcznie spokojna. Dwóch mężczyzn zwozi białe worki na parking przed wejściem, dwie kobiety właśnie rozpoczynają pracę w barze i centrum spa, gdzie można zamówić solne zabiegi. Wejście za opłatą pięciu euro prowadzi przez wydrążony za czasów Martinsa tunel i zachwyca niecodzienny widokiem – biało-różową szachownicą. W jednym czy drugim polu można zanurzyć swoje ciało w tak słonej wodzie, że ciało owo dryfuje na jego powierzchni za nic nie chcąc ulec prawu grawitacji. Chyba dobrze, bo dno nie jest godne dotykania.