Ile wagonów potrzebnych było do przewiezienia czterech tysięcy ton ziemi? Były odkryte? Ilu ludzi zajęło się załadunkiem? Ilu wiedziało, po co ta ziemia? Ile trwał przewóz? Kto za to zapłacił?
Zapewne sam car Mikołaj II, na którego zamówienie dokonano transportu z Rosji w 1894 roku. Ziemię wysypano na terenie tworzonego właśnie prawosławnego cmentarza przy Wittestraße 37 w Berlinie-Reinikendorfie. Pięć centymetrów grubości, ale symboliczne znaczenie o wiele głębsze. Od 2 czerwca 1894 roku zaczęto chować tutaj Rosjan-emigrantów, jak religia przykazała – w rosyjskiej ziemi. Politycy, arystokraci (rodziny Daszkowów, Kropotkinów, Golicynów), artyści, dziennikarze, ojciec Vladimira Nabokova i zwykli ludzie, którzy przeżyli swoje życie na obczyźnie.
Wokół nieustanne i przeciągłe brzmienie wielkiego miasta – autostrada setka na Hamburg, lotnisko Tegel, za murami myjnia samochodowa i fabryki, a tutaj szelest kolorowych liści i zaduma nad ciszą przebrzmiałych istnień. Modlitwa w umiejscowionej na samym środku cmentarza cerkwi pod wezwaniem świętych Konstantyna i Heleny, która jest miniaturą przypominającą sobór Wasyla Błogosławionego w Moskwie. Znajdujące się przy bramie wejściowej dzwony też miały swoje patriotyczne szczęście – wywiezione ze Związku Radzieckiego przez nazistów, odnalezione przez żołnierzy Armii Czerwonej w Berlinie rozbrzmiewają ojczystym brzmieniem, które u niejednego zmarłego wywołały by za życie łzę szczerego rozrzewnienia. Być może wywołują i po śmierci, jeśli tylko ich dusze zaglądają na tej skrawek ziemi, by skorzystać ze zgotowanego poczęstunku swoich bliskich pod postacią stakana (bądź buteleczki) wódki i pajdy dobrego, słowiańskiego chleba.