Przyjemnie jest jesienią w lesie, późną jesienią, gdy niektóre drzewa wciąż kurczowo trzymają swoje przebarwione ogniście liście, a słońce je rozgrzewa podsycając w ten sposób ich i tak rozpalone kolory. Jeszcze przyjemniej jest, gdy nagle wyłania się pośród tej przyrodniczej plątaniny najpierw zielony dach smukłej wieży, a za chwilę kształtny, zgrabny budynek tajemniczego pałacu. Oko jak kamera rejestruje nieoczekiwane kadry z niepohamowaną ciekawością – ktoś tutaj mieszka, albo przebywa? Pałac jest rzeczywisty, a może wymyślony? Zniknie z kolejnym mgnieniem oka? A może wybuchnie chichotem nieprzyjaznych duchów?
Muzyka przebrzmiała na pewno. Ostatni właściciele naobiecywali i kręgle, i nocny klub, jak i kawiarnię, a nawet wykwintną restaurację. Nic z tego nie ma, jak często już bywało w historii uroczego pałacyku. Pojawiały się i znikały:
*koncerty na początku XXI wieku;
*hotelowi goście tuż po zjednoczeniu podzielonej Europy;
*myśliwi, którzy w zwyczajnym, zawodowym, codziennym życiu zajmowali się nagonką na ludzką, nie-socjalistyczną „zwierzynę”;
*czerwonoarmiści, którzy ośmielili się wysadzić w powietrze wyjątkowy pływający orientalny pawilon, jednocześnie zostawiając po sobie kasyno;
*więźniowie obozów, którzy przebudowywali na potrzeby Himmlera za friko;
*Unilever w postaci dyrektora Harrego Goodwina Harta, który z żydowską żoną musiał uciekać gdzie pieprz rośnie;
*Adolf Wollank, który wybudował na kształt meczetu pływającą salę balową (orientalny pawilon);
*Damm, któremu pałacyk zawdzięcza swoją nazwę, pan Damm, który go wybudował na miejscu starego, z XVI wieku pochodzącego, młyna.
Pojawił się jeszcze Napoleon w 1812 roku oraz Wilhelm II z carem Mikołajem II w 1910 roku i wiele innych, tajemniczych dla nas gości, którzy tutaj w zaciszu lasu i w poświacie księżyca snuli marzenia, rwali włosy z głowy, pieścili ulotne zdobycze i knuli mściwe intrygi. Ile dla wszystkiego przestrzeni wokół! Ile kojącej, zdrowej ciszy!
Tylko opadłe liście zdradzieckie, zacierają linię brzegu pałacowego jeziora. Niby do wody daleko, a jeden krok wystarczy, by się okazało, że listowie w magiczny sposób pokrywa taflę i szybko rozsuwa się pod stopami. Na tyle szybko, by stracić równowagę i wpaść prosto w ramiona tych licznie tu zgromadzonych, nieśmiertelnych gości.