Jeden wielki wrzask – natura budzi najpiękniej, choć zdecydowanie nie najdelikatniej. W tych paru palmach na ładnej tarrafalowskiej plaży zagnieździły się ptaki i krzyczą. Na terenie hotelu rozgościły się zwierzęta, niektóre swobodne, inne trzymane w klatkach. Na plaży nie ma prawie nikogo. Na siłowni paru chłopców zawzięcie ćwiczą brzuszki i prężą nabyte mięśnie. Całe wioskowe życie przeniosło się na lewą stronę, gdzie parę kobiet poleguje przy pustych miskach w oczekiwaniu na świeżą dostawę ryb, a znacznie więcej mężczyzn okupuje łódkę, którą wspólnymi siłami wciągają na piasek, zapewne w słusznej trosce, żeby nie odpłynęła. Panuje taki łagodny i niezmącony spokój, że aż trudno uwierzyć w istnienie miast Berlin, Londyn czy Warszawa.
Wyborne jak na kapwerdyjskie warunki śniadanie na świeżym powietrzu z możliwością zamówienia świeżego kokosa (!!!) i w towarzystwie kota polegującego na lodówce uzupełnia to wrażenie nieoczekiwanego i kojącego spokoju. Na brzegu i jego złotych piaskach, z turkusowym morzem i pięknymi skałami zapomina się o brzydkiej twarzy wnętrza wyspy. Czyli … chwilo trwaj!