Miał 33 lata, gdy podpisywał na zamku w Nyborgu w 1282 roku dokument uważany za pierwszą formę konstytucji Danii. Eryk Glipping, król państwa duńskiego, uczestniczył w tutejszych obradach szlachty i najwyższego sądu na temat politycznej sytuacji kraju zwanych Danehof, które w latach 1250 – 1400 odbywały się w tym mieście regularnie. Ważny port, centrum władzy i jedna z rezydencji królewskich, straciło na znaczeniu po wybudowaniu mostu łączącego Fionię z Zelandią w roku 1998.
Zanim do tego doszło wybudowano tutaj zamek około 1170 roku, gdzie w 1481 roku urodził się późniejszy król Danii, Norwegii i Szwecji Chrystian II Oldenburg (marzyła mu się władza całkowita nad Szwecją, co zaowocowało terrorystycznym aktem krwawej łaźni sztokholmskiej, podczas której stracono dziesiątki przeciwników). W samym mieście po raz ostatni odbywały się obrady duńskiego parlamentu w 1413 roku pod przewodnictwem Eryka Pomorskiego, urodzonego w Darłowie księcia pomorskiego, słupskiego i stargardzkiego, króla Norwegii, Danii i Szwecji. Zmarł również w Darłowie, zostawiając potomnym wielki skarb, którego zwrotu domagali się później królowie duńscy. Skarb jednak przepadł w mroku dziejów, za to nad grobem Eryka można pochylić się w kościele pw. Matki Bożej Częstochowskiej.
Wracając do Nyborg po czasach świetności pozostał lekki ślad perfekcyjnie wypielęgnowanego zielonego terenu fortecy wokół zamku z armatami, których lufy skierowane w różne strony grożą buńczucznie sąsiadom i światu, a w pobliskim centrum parę starych domów kupieckich zdobi jego uliczki, jak cenne broszki o trochę zmatowiałym połysku.
Miasto ucierpiało w późniejszych wojnach (szwedzkiej, napoleońskiej) i przeżyło pożary, które trawiły jego piękne oblicze. Zamek, który dziś możemy podziwiać, jest tylko częścią starego, za to z byłej fortecy ostała się najdłuższa w Danii brama wjazdowa mierząca 40 metrów. Forteca jest też latem wykorzystywana jako scena i kulisy przez najstarszy duński teatr na świeżym powietrzu „Nyborg Voldspil”. Pięknie prezentuje się nyborski kościół pw. Najświętszej Marii Panny, pod który kamień węgielny położyła sama Małgorzata I (ona notabene adoptowała Eryka Pomorskiego). Obok kościoła urocza, o średniowiecznym obliczu, uliczka, zupełnie pusta, ciepło otulona promieniami zachodzącego słońca.
Jesteśmy tutaj popołudniem i zastajemy miasteczko, które zaczyna szykować się do spokojnego wieczoru. Udaje się nam jeszcze w piekarni zakupić przepyszne ciasto duńskie i zobaczyć ziemniaczki zanurzone w wodzie w małym zieleniaku, zakupić duńskie wino i przysiąść na niewielki posiłek, gdy jednak zaczęliśmy kierować nasze kroki z powrotem na parking na uliczkach nie było prawie nikogo. Parę dzieci bawiło się pod starym młynem i parę kaczek grzało się w nielicznych już słonecznych plamach na wodzie. Cały wielki, groźny, trwogą ziejący świat jakby nie istniał. Nagle pomyślałam, że to tutaj jest prawdziwe oblicze naszego padołu – idylla, której sami sobie jesteśmy panami.