Banalnie jest przyznać, że czas się zatrzymał i omszałe kąty pokazuje, nie wstydząc się okrzepłości, uporczywego w miniony laur głów się strojenia. Nikt nie przechodzi przez te progi, by w zgrzebnej koszulinie przytulić się do puchowych poduch złożonych w drewnianych łóżkach, nikt nie szykuje strawy na oziębłych piecach i nikt nie nudzi się wieczorami długimi, gdy ciemność nabiera przerysowanych kształtów podkreślanych trwożnie blaskiem świec. Całe ułożenie miejsca ma w sobie szept w nich kiedyś żyjących – małomiasteczkowa studnia w centrum, przy której i plotki i miłostki, wiejskie chałupy o różnych bogactwach i przeznaczenia obliczach, plebania i kościół, które dominują jakąś nieokrzesaną i nieokiełznaną władzą nad okolicą, jak i murowany dwór, który na uboczu trochę skrępowany przytula do siebie polne kwiaty. Między tym babie lato i barwny wachlarz zbliżającej się jesieni.
„Nadwiślański Park Etnograficzny w Wygiełzowie prezentuje kulturę Krakowiaków Zachodnich”, według mnie koi i uśmierza jakieś nienazwane tęsknoty, czy nawet uczucie déjà-vu...