Skrzaty i sarenki, grzybki, sowy i jeżyki, malutkie, pucołowate, zatopione w mchu czy zielonej trawce, pod drzewkiem, a w tle mały, drewniany domek – typowy ogródek działkowy, gniazdko dla niemieckiego filistra.
To w Lipsku pojawiły się w takiej formie po raz pierwszy i tutaj można je też do dziś oglądać, zaglądając przy okazji do małego muzeum owego ogrodnictwa. Nazywa się je w całym niemieckim kraju Schrebergarten – na cześć doktora Daniela Schrebera, choć on sam o tym zaszczycie nigdy się nie dowiedział.
Sama jego postać jest na tle tych idyllicznych parceli pełnych kwiatów, warzyw i owoców dosyć kontrowersyjna. Wyobrazić sobie wystarczy siebie jako dziecko z zapiętymi wokół brody pasami, które miały zapobiegać wadom zgryzu, albo z podobnymi pasami u ramion, które utrzymywały ciało w czasie snu w pozycji na plecach, bądź w objęciach metalowych uchwytów, które utrzymywały dziecięcy korpus w pozycji prostej przy siedzeniu. Gorzej było jeszcze jeśli chodzi o masturbację – doktor Schreber zalecał w celach zapobiegawczych pracę z siekierą, bądź rżnięcie piłą, a w trudnych przypadkach wieczorne zimne nasiadówki, lewatywę czy nacieranie miejsc intymnych zimną wodą. Uważał, że bicie niemowlaków załatwia sprawę zdrowej hierarchii na całe życie – takie dziecko zawsze wiedziało, kto jest ponad nim. Badał skutki urbanizacji i zalecał pracę na dworze oraz promował gimnastykę. Miał piątkę dzieci – dwóch synów i trzy córki. Najstarszy syn popełnił samobójstwo. Drugi był saskim sędzią i autorem książki „Pamiętnik nerwowo chorego”, którą uznaje się za najważniejszą w historii psychiatrii i psychoanalizy.
O losach córek źródła milczą, co akurat tutaj wydaje się być znamienne.
Niektórzy mówią w jego przypadku o czarnej pedagogice, jednak za życia cieszył się popularnością, co utrzymało się po śmierci, gdy Ernest Hauschild zaproponował nazwanie na jego cześć placu zabaw dla dzieci, który założony w 1864 roku szybko przekształcił się w ogródek działkowy dla całej rodziny i takim pozostał do dziś. Po doktorze-sadyście nie pozostał nawet grób, za to nazwisko kojarzy się z czystą i niewinną rekreacją. Paradoksalnie.
I tak jest tutaj, gdzie ogródek działkowy numer jeden, dwa i trzy roztkliwiają i rozleniwiają, szczególnie w niedzielne, nieoczekiwanie słoneczne popołudnie. Jakby z zaświatów wynurza się babulinka, która poucza, co tutaj wolno, a czego nie, oburzona czworonogiem domaga się smyczy, grożąc konsekwencjami, szczególnie w jej wydaniu. Altanki różnego rodzaju, kolorowo wystawione do podziwiania, historyczna karuzela linowa i kawiarenka przy wesoło pluszczącym źródełku. Co za piękne, idealne pożegnanie z miastem Lipsk – muzyka, sztuka, kawa, deszcz i zalane słońcem letnie ogródki działkowe, które rozlały się po państwie, dając schronienie tysiącom krasnali, właśnie stąd – viva Schrebergarten!