Tokaj tokajem stoi, wyludniony, zdaje się do swoich tradycji sięgać - nigdy zbyt wiele się tutaj nie działo, poza winnymi skarbami, w które zaopatrywali się władcy starej Europy.
W Tokaju współistniały jeszcze w przykładnej zgodzie religie, których świątynie do dziś się ostały i próbują odrodzić w dobie europejskich dotacji. A w byłym domu Greków utworzono urocze Muzeum Tokajskie, gdzie zaklęta jest starego świata atmosfera. W drugim, młodym, istniejącym od paru miesięcy Muzeum Wina nowoczesność bierze się na bakier z tradycją i próbuje interakcyjnie zainteresować szczepem winnym, bądź grudą ziemi, z których one rodzą swoje grona. Na poddaszu wystawa abstrakcyjna, radosna kolorami i nieodgadnionymi formami. Ciekawa mieszanka.
W synagodze szykuje się letni koncert. Żydów już nie ma, wygnani bądź zagazowani pozostawili swoje modlitewne domy, o które tutaj się jak umie dba. Ten wykorzystywany jest na ceremonie pogrzebowe bądź ślubne, od czasu do czasu jako sala koncertowa.
Najsłynniejsza w Tokaju jest piwnica Rakoczego, 1,5 km serpentyna podziemnych skrytek dla wybornych win. Można ją zwiedzić i degustować przy tym regionalne wyroby, można przysiąść pod Bachusem, który radośnie wystawia brzuch do słońca i nabytą butelką się nacieszyć. Koniecznie najlepszym tutejszym specjałem - Tokaji Aszú, które to wino według dwóch legend zawdzięczamy albo Turkom, albo księżnej Zuzannie. W pierwszej wersji w połowie XVII wieku pastor Máté Szepsi Laczkó ze strachu przed tureckimi bandami przesunął winobranie na listopad, w wersji drugiej pragnął zapewnić swojej księżnej Zuzannie Lorantffy najlepsze wino na święta wielkanocne. W listopadzie winogrona dotknięte pleśniowam grzybem botrytis cinerea (czyli gronowcem szarym) okazały się pod jego dobroczynnym wpływem zamieniać w szlachetnie doskonały trunek. Polecam!