Narodowa duma, symbol Węgier, miejsce, w którym każdy obywatel tego kraju powinien przynajmniej raz w życiu być – zamek Rákóczego, prawdopodobne miejsce narodzin
św. Elżbiety i siedziba słynnej rodziny Rákóczy.
Powstał w średniowieczu, od 1534 roku przebudowany przez Pétera Perényi, który zainicjował powstanie istniejącej po dziś dzień Czerwonej Wieży, dostępnej do zwiedzania tylko z przewodnikiem. W 1616 roku posiadłość przeszła w ręce rodziny Rákóczy, a w 1646 roku powstała tzw. loggia Lorántffy – najbardziej znana i znacząca budowla renesansowa Węgier. Loggia nosi nazwę znanej nam już Zuzanny Lorántffy, żony Jerzego I Rákóczego, księcia Siedmiogrodu, która po jego śmierci w 1648 roku zaangażowała się w propagowanie protestantyzmu i nauki przyczyniając się do rozkwitu politycznego i kulturalnego Sárospatak. Jednak gdy w 1660 roku umiera Grzegorz II Rákóczy zamek przestaje być posiadłością rodzinną i niszczeje. Dopiero w 1803 roku przechodzi jako kontrybucja pod władzę Karola Augusta Józefa von Bretzenheima, który nadaje mu do dziś istniejące neoromańskie oblicze z okalającym go parkiem w stylu angielskim.
Dziś znajduje się tutaj muzeum poświęcone rodzinie Rákóczych i historii zamku. Przedmioty pięknie wyeksponowane, zwiedzający z namaszczeniem je oglądający, dzisiejszego środowego popołudnia jesteśmy chyba jedynymi cudzoziemcami, zaskakująco dużo grup dzieci. Jest jak w doskonale strzeżonym skarbcu i być może jest to wpływ świętej Elżbiety, której skromne, acz waleczne życie właśnie tutaj się rozpoczęło, albo spiskowców-magnatów, którzy w 1664 roku mieli szeptać na zamku knowania i snuć plany złowrogie przeciwko znienawidzonym Habsburgom. Całe węgierskie towarzystwo jest jak w narodowo-królewskim transie – czasy świetności minęły dawno, ale cześć i chwała trwają do dziś.
Zwiedzić można jeszcze wchodząc do parku były klasztor Zakonu Trójcy Przenajświętszej ze zmieniającymi się wystawami oraz pobliski kościół katolicki z ogromnym ołtarzem drewnianym i pierwszymi barokowymi organami Węgier. Przed kościołem św. Elżbieta na koniu z towarzyszącym jej mężem dłuta samego Imre Vargi z 1985 roku.
W samym miasteczku znajdziemy jeszcze budynek kolegium kalwińskiego, założonego już w roku 1531, które jest jednym z najważniejszych centrów kalwińskich na Węgrzech. Zaproszony przez światłą Zuzannę Lorántffy czeski pedagog Jan Amos Komeński wykładał tutaj w latach 1650-1654, czym przyczynił się do jeszcze większej sławy miejscowości. Nauka dla wszystkich, niezależnie od płci i stanu, w języku ojczystym, czym wyrażał swoją wiarę w dobrobyt i naprawę ludzkości przez rozpowszechnianie wiedzy (czyż to nie jest aktualne do dziś?). Zwyczajem kolegium było, że opuszczający go studenci, którzy przebywali okresowo na innych uczelniach europejskich, zobowiązani byli do przywozu ze sobą książek, co przyczyniło się do powstania zbioru około 500 000 tysięcy egzemplarzy, z których 30 000 tysięcy można podziwiać w pięknej sali klasycystycznej zaprojektowanej przez austriacko-węgierskiego architekta Mihály Pollacka.
Dla Polaków miejsce to znane jest przede wszystkim przez Biblię królowej Zofii zwaną też szarospotacką, najstarszą zachowaną próbę przetłumaczenia Starego Testamentu na język polski. Wykonana na zlecenie żony Władysława Jagiełły, królowej Zofii Holszańskiej (przekład ukończono około roku 1455) od 1708 roku znajdowała się właśnie tutaj. Niestety, zaginęła w czasie II wojny światowej, zachowały się tylko pojedyncze karty (dwie znajdują się we Wrocławiu, jedna w Pradze).
Dalej jest park, ogromny z wyglądającym na pałac budynkiem, głowy ponurych, acz zapewne ważnych panów i dworzec autobusowy ze starymi egzemplarzami pojazdów, które jakby przeniosły się w czasie i wciąż transportują węgierskich pasażerów. Piękny ratusz, jeszcze piękniejsze zachodzące słońce, cisza, spokój, turystów brak. Są tutaj też termy i zapewne jeszcze wiele innych drobiazgów, na które nie starczyło czasu.