Geoblog.pl    mamaMa    Podróże    Jestem w podróży...choćby tylko w głowie 2016    Legendy i podania oraz ważne drzewa
Zwiń mapę
2016
06
lis

Legendy i podania oraz ważne drzewa

 
Niemcy
Niemcy, Heiligensee
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9656 km
 
Gruba Maria gotowała wybornie, można byłoby przypuszczać, choć należy rozpatrzeć i taką możliwość, że bracia Humboldtowie nazwali tak najsłynniejszy dąb szypułkowy Berlina raczej z sarkazmu. Dywagacje na ten temat są zbędne, Dicke Marie (czyli Gruba Maria) zostanie już na zawsze w pamięci ludzkiej jako to majestatyczne, potężne i promieniujące pozytywną energią drzewo, a nie jako kucharka mądrych i sławnych braci. Na tablicy informacyjnej widnieje wiek dębu, szacowany na około 900 lat, czyli starszy od samego Berlina! Aczkolwiek dendrolodzy są pewni, że nie ma w Niemczech dębu starszego niż 800 lat, a średnica pnia wskazywałaby na wiek około 400-500 lat. Badania jednak nie zostały przeprowadzone, dąb miał zacząć kiełkować około 1107 roku, w jego cieniu bawili się wspomniani bracia Humboldtowie, a w 1778 roku odwiedził Marię sam Goethe. Podobno dawno temu ludzie nocą przechodzący obok drzewa odczuwali nagły ciężar na ramionach i plecach, jakby ktoś bez pytania na nich wskoczył. Uciekano z krzykiem, a panaceum na przypadłość okazywało się oderwanie gałązki z dębu. Wtedy wskakujący zeskakiwał i znikał w drzewnej dziupli.

Ezoterycy przysięgają, że właśnie w tym miejscu ziemia promieniuje pozytywną energią. Być może, gdyż bez wielkich problemów wyruszamy stąd na długą niedzielną trasę w kierunku Heiligensee, którą kończymy niedaleko stąd już o zmroku w pobliżu widocznej willi Borsig, służącej Niemieckiemu Urzędowi Spraw Zagranicznych za schronienie dla dostojnych gości.

Las jest rozogniony i rozżółcony, szeleszczący i miękko mchem się uginający, pełen prześlicznych motywów typu zagięty liść, grzybowa rodzina, czy upadły pień. Pień niejeden, które od niespodziewanie silnego orkanu w roku 2002 spoczywają na poszyciu i rozkładają się w słonecznej poświacie na nocą wydartej polanie. Ku pamięci i z szacunku dla natury zostawiono las po pogodowej katastrofie samemu sobie. Na szczęście, choć klęska dotknęła 0,58 ha przestrzeni, ominęła niedaleko stąd stojący strzelisty modrzew europejski, drzewo roku 2012. Modrzew jest...najwyższym drzewem Berlina, ma 43 m oszałamiającej wysokości i strzelistości. Zakręt głowy i bezradność w obliczu dominującej nad nami natury.

Maszerując dalej po prawej stronie ukazują się w jesiennej aurze małe wzgórza szumnie nazwane przez mieszkańców górami, czyli Heiligenseer Baumberge, powstałe przed 10 000 tyś lat wydmy piaszczyste, po części już zalesione, z których po II wojnie światowej korzystali francuscy alianci używając ich do ćwiczeń wojskowych, przede wszystkim pancernych. Niesamowity widok, tym bardziej, że kadrując wzrokiem można się poczuć naprawdę jak w górach. Trasa przebiega dalej w pobliżu ogródków działkowych, a za nimi obok ogromnej przestrzeni zielonego pola uprawnego i nieboskłonu pogodnego do dzielnicy Heiligensee, gdzie idyllicznie położone domki jednorodzinne odkrywają przed turystą kreatywność swoich mieszkańców. Docieramy do ulicy An der Wildbahn 33, by zatrzymać się przed zamkniętymi podwojami ślicznego domku Hanny Höch, kobiety swojej epoki, jak informuje tablica, dadaistki i artystki znaczącej, która właśnie tutaj spędziła ostatnie lata swojego życia na przestrzeni pomiędzy 1939 a 1978 rokiem. Urodzona w Gocie, jako córka (jakżeby inaczej) pracownika firmy ubezpieczeniowej i malarki hobbistycznej uciekła do Kolonii przed drobnomieszczańskością i brakiem perspektyw, tym bardziej, że musiała w wieku 15 lat przerwać edukację, gdyż opieka nad rodzeństwem była ważniejsza. Zmieniała partnerów na partnerkę, by zakotwiczyć się w końcu na około 6 lat przy młodszym o 21 lat handlarzu i tworzyła kolaże, z których jest słynna do dziś. Współzałożycielka „Dada Berlin” w 1919 roku emocjonowała się również fotomontażami. Jednak największą jej miłością był ogród, z którym czuła się duchowo powiązana. Podobno jej bratanek Peter Carlberg miał powiedzieć, że „Hannah Höch była moją ciocią – i nie ma innego ogrodu, który byłby bardziej moim wujkiem, jak ten”. Posiadłość zakupił w 2005 roku malarz i grafik Johannes Bauersachs radośnie się zobowiązując do prowadzenia domu i ogrodu w myśl życia i twórczości dadaistki. Można się zameldować i malutkie podwoja zostaną otwarte, a latem w remizie na terenie ogrodu posłuchać koncertu bądź odczytu, albo obejrzeć wystawę, a nasłuchując odgłosów szeleszczącej i szemrzącej flory usłyszeć dadaistów absurdalne żartów brzmienie.
Na marginesie dodam, że Berlin przyznaje corocznie nagrodę za dorobek artystycznego życia imienia Hanny Höch w wysokości 15 000 tyś euro.

Wracamy przez zielone pole, mijając wcześniej nie widziany, a rozstawiony tutaj cyrk, do którego tłumnie zmierzają dzieci, do Alt-Heiligensee, które na wąskim przesmyku pomiędzy Heiligensee a Hawelą tchnie rolniczą radością i zatrzymanym w minionej przestrzeni czasie.

Dawno temu na miejscu istniejącego dziś kościoła miało stać tutaj zamczysko zamieszkane przez jedyną ostałą się ze swojej rodziny księżniczkę, o której rękę starał się magik z Brandenburgii. Księżniczka odrzuciła zdecydowanie awanse, za co magik wygnał ją wraz z zamkiem w czeluście jeziora Heiligensee, w którym po dziś dzień przy pełni lipcowych nocy można dostrzec kontury starej budowli. Na jej miejscu nie dało się postawić żadnego innego obiektu, dopiero kościelne mury złamały przekleństwo odrzuconego adoratora. Podobno małżeństwa w tej świątyni zawarte zagwarantowane mają szczęście.

W tym samym jeziorze zatopione są również dzwony, które od czasu do czasu wypływają na powierzchnię, by grzać się w promieniach słońca. W dniu św. Jana słyszano kiedyś dialog, gdy jeden drugiego pytał, czy chciałby z powrotem na ziemię, odpowiedź brzmiała – przenigdy! Do jeziora wpadały przed wiekami dwa woły zaprzężone w powóz i do tego rokrocznie, być może wciągane przez wodne demony, bądź podobne zwierzęce postaci. A pewien rolnik, który kopał dół w ogrodzie, by postawić w nim piec, dokopał się łańcucha, który nie miał końca. Ciągnął i ciągnął do momentu, gdy pojawił się obok niego czarny łabędź, którego widokiem poczciwy chłopina się przeraził. Zlękniony wypuścił z ręki łańcuch, który wraz z ptaszyskiem zniknął w okamgnieniu.

Tajemniczo i mistycznie robi się w Alt-Heiligensee, gdy ma się w głowie te wszystkie podania i legendy. Szczególnie, gdy słońce nagle traci blask, a mgły otulają jednym tchem wodną okolicę. Dostęp do jeziora z jednej strony i rzeki z drugiej jest niemożliwy, prawie całe tutejsze nabrzeże jest w rękach prywatnych, czyli właścicieli domów. Skromny kościół z przełomu XV/XVI wieku potęguje atmosferę, szczególnie gdy dostrzeże się stare cmentarzysko wokół niego. Niedaleko stąd stoi dom, w którym znajduje się wiejska sala taneczna, a naprzeciwko … morwa. Sprowadzona na teren Niemiec przez Hugenotów jest jedną z nielicznych pamiątek pruskiego marzenia o własnej i samowystarczalnej produkcji...jedwabiu. Friedrich Wilhelm I zarządził, by pastorzy, kościelni i nauczyciele zajmowali się jej produkcją dodatkowo w wolnym od pracy czasie, a jego następca zarządził sadzenie morw wokół kościołów i szkół, by uzyskać dwa funty jedwabiu na rok od każdego hodowcy. W 1784 roku udało się Prusom wyprodukować 13 500 funtów jedwabiu, co stanowiło zaledwie pięć procent ogólnoświatowej produkcji. Byli tacy, którzy inwestując w nowy pomysł króla zrujnowali finanse. Między innymi ojciec wspominanych już braci Humboldtów, Alexander Georg wszedł w posiadanie pałacu Tegel, który obciążony był umową z 1752 roku pomiędzy niejakim Meinhardem Schröderem a królem, głoszącą, że właściciel miał zasadzić określoną liczbę morw, z czego ten się niestety nie wywiązał. Każdy nowy właściciel pałacu musiał za brakujące drzewa płacić karę. Alexander zainwestował w hodowlę, założył nawet w jednej z komnat salę dla larw jedwabnika, niestety klimat nie sprzyjał projektowi. Po jego śmierci żona starała się o zredukowanie określonej w starej umowie liczby drzew, co się jej po części tylko udało. Dopiero Wilhelm Humboldt spłacił po przejęciu pałacu w spadku w 1803 roku całkowicie stare zobowiązania. I tym to sposobem Prusy radziły sobie w interesach, a morwa pozostała w miejscu, które oblepione jest tak wieloma legendami.

Nagle zgrzyt...nie, to jakby echo, stare tramwajowe szyny kończą się nagle tuż przed chodnikiem. A kiedyś, jeszcze w 1958 roku minionego wieku, dobiegały aż do Potsdamer Platz, skąd przybywali tłumnie miastowi, szczególnie w niedzielę, by zażyć kąpieli, poodychać świeżym, wiejskim powietrzem i uciec jak najszybciej o zmroku przed donośnym dźwiękiem zatopionych dzwonów. Zajezdnia dotrwała pod urzędniczą ochroną do naszych czasów, celebrowana jako taka gastronomiczną przyjemnością na wyższym poziomie. Nic dla szczupłych portfeli, ale wybornie smacznie i przemiło. Latem jest zapewne jeszcze przyjemniej, gdy na bruku można wyciągnąć zbolałe nogi i posłuchać legend o białych damach przy trochę tańszym niż menu piwku.

Maszerując z powrotem w stronę lasu odkrywamy miejsca, skąd można przyjrzeć się uważnie i jezioru i rzece, romantycznie różowe dzisiejszego popołudnia, skromnie jesienne i wybiorczo piękne. Już w lesie zmienia się atmosfera, mijając pole namiotowe zatrzymujemy się na placu zabaw, gdyż cóż może być przyjemniejszego niż rozrywka w szarości groźnego zmierzchu, który potężnieje każdym cieniem i przeraża najmniejszym szelestem? Gdy wychodzimy z lasu jest ciemno i widać zaledwie te drzewa, które trzymają przy sobie wciąż kolorowe listowie, jakby litując się nad niewinnie wędrującymi. Jesteśmy pewni istnienia Grubej Marii i tajemniczego ogrodu dadaistki, resztę oplata wątpliwość niejasności i wspomnienie niewyraźne, jakby zatarte owym zmrokiem. Kto wie, czy Alt-Heiligensee naprawdę istnieje?
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (45)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (7)
DODAJ KOMENTARZ
danach
danach - 2016-11-24 22:55
Ale piękny spacer po lesie, kolory bajkowe, zajednia kusi elegancją a wieczór mówi ,że czas spać , może coś się przyśni z Twoich opowieści :)
 
mamaMa
mamaMa - 2016-11-24 22:59
Oby nie zatopione zamczyska, albo czarne labedzie;-)
Pozdrawiam:-)
 
BPE
BPE - 2016-11-25 13:45
ha,ha....górami - mówisz ? jakoś tak płasko ........
 
mamaMa
mamaMa - 2016-11-25 14:06
Kadrując, tylko kadrując można sobie te góry stworzyć. A tak naprawdę...płasko;-)
Pozdrawia miłośniczka gór:-)
 
Eugene
Eugene - 2016-11-25 21:52
Wspaniała trasa a jeszcze wspanialsze opowieści i legendy. Modrzew jest wytrzymałem drzewem. Po wichurze w słowackich Tatrach która powaliła 1/5 tamtejszych lasów, najwięcej właśnie ocalało modrzewi. Dziękuję i pozdrawiam - Eugene.
 
Pamar
Pamar - 2016-12-02 19:01
Od tych legend o jeziorze to nie wiem, czy czułabym się spokojnie będąc tam wieczorem, zatopione dzwony, łańcuch, łabędź i jeszcze ta księżniczka. Ale coś w tym musi być, skoro o jednym miejscu wymyślono tyle legend
 
marianka
marianka - 2016-12-10 13:37
Natura, magia i legendy. Idealne połączenie:)
 
 
mamaMa
Anna M
zwiedziła 19% świata (38 państw)
Zasoby: 1450 wpisów1450 5629 komentarzy5629 23026 zdjęć23026 1 plik multimedialny1