Jej najjaśniejsza Wysokość ma się tutaj dobrze – króluje niepodzielnie, ignoruje historię, ba, czas nie ma dla niej znaczenia, panoszy się z dumą i poczuciem wyższości i cieszy świętym lasu spokojem. Nikt Jej nie powiedział, że już nie istnieje – Niemiecka Republika Demokratyczna celebruje samą siebie w pępku mapy, która straciła ważność.
Stoi On, mężczyzna jej życia, brodaty i sztywny na amen, jest Księga Wieczysta, pielęgnacji i odpowiedniemu wglądowi poddawana, są informacje wszelakie ważność podkreślające – tylko jej samej nie ma, królowej niepojętej i niepysznie zdetronizowanej w odmętach przeszłości.
Jest za to krakowiak jeden, taniec nawet w porywach rubaszny, na malutkim, świątecznym jarmarkiem zagospodarowanym, placyku w Raben – wiosce pod średniowieczną perłą tajemniczego zamku Rabenstein. Tańcują rodacy na schwał, wywijają nogami i szastają kiecami, oszołomieni grzańcem, co być może bardziej dotyczy widzów. Mróz szczypie w nosy i grabieją członki wszelkie, więc pochodnie w dłonie i w szpalerze rozśpiewanej gawiedzi drepczą wszyscy na ów zamek wyniosły, kiedyś podobno ze względu na położenie nie do zdobycia, dziś okiełznany schodami i poręczą wiele ułatwiającą wszelkiej maści śmiałkom. Podobno w wieży wciąż Rosemarie uwięziona spędza wieczny czas raz na pięćdziesiąt lat wbijając igłę w lenny materiał, z którego ma uszyć dwanaście koszul. Rodzina uczyniła ją niewidoczną za przestępstwo wielkie – zejście do Raben, do plebsu i zbratanie się z nim tańcem i swawolami, co nie przystało szanownej księżniczce i hańbę przyniosło. A że się spóźniła i bramę o północy zamknięto, przyłapano ją i winy nie darowano. Podobno późną porą spaceruje smutna po zamku, a raz w roku w noc świętojańską zbierają się jej przodkowie w kaplicy i wypominają jej winy, jakby chcieli to wygnanie na nowo usprawiedliwić.
Gdy wygasa ogień wracamy do Raben, by nacieszyć oko przyjemną bożonarodzeniową dekoracją, laniem wosku i formowaniem mydła, a na wieczorny deser w kinie na świeżym powietrzu przyglądaniem się beztroskim przygodom Wilka i Zająca, którzy niespodziewanie wtargnęli do tej świątecznej atmosfery, jakby ręką Jej najjaśniejszej Wysokości podesłani. Grzańce i klasztorne nalewki grają olbrzymią rolę w tych czynnościach u wszystkich zwiedzających – kto wie, czy i oni już dawno nie przeminęli, tylko zapomniano im o tym powiedzieć...