Pomiędzy porankiem a wieczorem zawiera się całe szczęście istnienia we współczesności.
Drobiazg, detal, szczegół, który warto sobie od czasu przypomnieć, wydobyć na wierzch codzienności, zadać sobie trud i wyruszyć na wyprawę nad morze. Gdyż można morza zapach poczuć ot tak, wsiąść do samochodu i zwyczajnie spędzić nad nim jeden dzień i wrócić jak gdyby nigdy nic wieczorem do domu.
Pognieciona rzeczywistość się wygładza, a wyblakłe barwy intensywnieją ostrym błękitem zobaczonego.
Na drugi dzień przechodnie zdają się być laikami, smutnymi w trybach rutyny zaklętymi chomikami, którym się chce wykrzyczeć – jedź nad morze! Zabierz ze sobą ręcznik i koc, zatankuj trochę paliwa i jedź! Wrócisz w ciszy śpiącego miasta jak nowo narodzony, piasek plaży będzie chrzęścił sobotnim szczęściem jeszcze długo pod stopami, a nadmorski luft napełni tkanki zmęczonego ciała mocą przestrzeni i łagodności.
A napotkane ptaki, ptaszyska, mewy rozwydrzone wzbudzą w tobie wolę walki i hardość mocy przetrwania.
Jedź człowieku, gdyż wielu przed Tobą tak nigdy nie mogło...