Dzień Otwartego Zabytku w niedzielę po
wypadzie nad morze, z oczami pełnymi błękitu szeleszczącego piaskiem, spędzamy w ramach udanego kontrastu w sali kopułowej Domu Niemieckiego Sportu na terenie stadionu olimpijskiego. Nie lada gratka dla architektów, dla laików konstrukcyjne dane brzmią jak magiczna formuła nie do zrozumienia. Budynek powstał według projektu Wernera Marcha w latach 1934-36 w ramach przygotowań do olimpiady 1936 roku. Pod żelbetonową kopułą odbywały się zawody szermiercze, a widzowie jak w antycznym amfiteatrze w oszałamiającej wtedy liczbie 1200 przyglądali się nie tylko machającym szabelką, ale i rozpościerającemu za sportowcami widokowi na zielone. Cały system podłogowy, oświetleniowy i okienny był nastawiony na znajdującą się w tle przyrodę, do której dostosowano w sposób płynny przejście z budynku. Ideą zleceniodawców była nowoczesność, która miała zaskoczyć i uspokoić przerażony kroczącym nazizmem świat. Po wojnie stacjonowała tutaj armia brytyjska (1952-94), a dziś można wejść do tej sali z przewodnikiem, który z ogromnym pietyzmem, ale i trwogą opowie o architektonicznej perełce pozostałej po nazistowskim potworze. Perełce, która jest niewidoczna z zewnątrz.