Och, Panie Brühl, gdyby Pan wiedział...ale przecież Pan wiedział.
Jako intrygant, łapówkarz, karierowicz, ale i wielki polityk obserwował Pan z Polski wraz ze swoim królem, którego Pan był faworytem, pożogę siedmioletniej wojny, do której się Pan tak łapczywie przyczynił i bezsilny tracił wszelkie dobra, a przede wszystkim to najważniejsze – Pförten (dziś Brody). Ukochane miejsce, zakupione przez Pana, szarą eminencję Saksonii, w 1740 roku. I utrzymywane z tych wszystkich nieuczciwie zdobywanych intrygami i łapówkami pieniędzy.
Pan żył jeszcze pięć lat po tym, gdy odwieczny wróg, król Fryderyk II wysłał hordy do wszystkich Pana posiadłości, a było ich sporo, by niszczyły to, co Pan przez lata politycznej kariery i bynajmniej nie w pocie czoła gromadził. Pękało pewnie Pana serce, ale czy Pan wtedy pomyślał, że winny jest sam sobie?
Wiele Pan widział i wiele mógł się nauczyć. Od ósmego roku życia na dworze, kształcony i dopuszczany do największych tajemnic, jako ulubieniec Augusta Mocnego był Pan tak lojalny, że nienawidzony przez wszystkich, którym dostępu Pan swoją osobą do najlepszych stanowisk torował. Jako minister finansów i spraw zagranicznych zagrabił Pan cały saksoński świat dla siebie – handlował stanowiskami i przyjmował łapówki inwestując w swoje kaprysy, rozrastający się apetyt na wszystko. Jak płótna to najlepsze i w zatrważających ilościach, wczesny przykład powstałej w Europie galerii to właśnie Pańska, jak nauka to zbiór matematycznych i fizykalnych urządzeń zajmujących całą drezdeńską bibliotekę, jak porcelana to najdelikatniejsza, miśnieńska, ponad 2200 sztuk, zwaną łabędzią. A tę posiadłość w Brodach rozbudował Pan do małego miasteczka, dla całego zgromadzonego tutaj dworu pracowali rzemieślnicy i tkacze, jedwab i meble powstawały w pracowniach, kucharze i sprzątaczki, stajenni i ogrodnicy kłaniali się w pas wszystkim przybywającym tu zamiast do Drezna gościom. Ech, Panie Brühl, Pan wiódł życie wystawne i nieprzyzwoite, Pan się nie przejmował losem państwa, które tak świetnie, elegancko i z rozmachem Pan reprezentował. Gdy się zaczęły finansowe problemy to je Pan ukrywał, wypłacał pensje z opóźnieniem i nieregularnie, zredukował armię, podwyższył podatki dla wszystkich właścicieli domów oprócz arystokracji, ale nie hamował strumienia pieniędzy dla dworu, na operę i na wszelkie reprezentacyjne budowy.
Panie Ministrze – Pan się zapędził w kozi róg, ale zanim się tak stało Pan poużywał życia w takim rozmiarze, że aż trudno sobie to wyobrazić. Chociaż stojąc dziś przed resztkami Pana posiadłości można poczuć ten rozmach, ten gest, tę hojność dla samego siebie. To rozpasanie, tę łapczywość, ten nieokiełznany pęd konsumpcji. Pan się bawił, Pan tak świetnie rozpoczął karierę i tak nędznie skończył. Od srebrnego pazia do upadłego i zubożałego 63-letniego nielubianego i obwinianego o wszelką katastrofę polityka. Pan przeszedł do historii niechlubnie, ale pozostawił taki majątek, że korzystamy z tego do dziś. W Ermitażu znajdziemy 600 obrazów z Pańskiej kolekcji, zakupionych przez carycę Katarzynę, w Dreźnie tarasy nazwane Pańskim imieniem, w Polsce Pana byłe pałace, tylko Pana nie ma i Saksonii jako państwa też już nie.
A w Brodach jest rozpacz zniszczenia i próba ratowania resztek spalonej świetności. I zieloność soczysta. I plusk strumyka. Namacalny znak przemijania.