O Małgorzacie z Antiochii Pizydyjskiej chroniącej od bólów porodowych trzeba było pomyśleć wcześniej, ale już taki Błażej czy taka Katarzyna z Aleksandrii mogą się przy bólach gardła bardzo przydać. Jerzy zbyt wiele roboty nie ma, z braku rycerzy przeszedł na zasłużoną świętych emeryturę, za to Eustachy od ludzi w potrzebie nie mógłby się odgonić, gdyby tylko oni o jego gotowości pomocy wiedzieli. Erazm nie odgrywa dziś w medycznie rozwiniętych częściach świata zbyt dużej roli, ludzie sobie uśmierzaczami bólu poradzili, za to na terenach ogarniętych wojną warto go wzywać. Zapewne towarzyszy mu Pantaleon, który strasznym chorobom patronuje, jak i Achacy koroną cierniową ustrojony. Mnie się może Cyriak przydać, z diabłem jako atrybutem chroni od opętania. Krzysztofa i Barbarę mam nadzieję jeszcze przez dłuższą chwilę nie spotkać (święci od nagłej śmierci), a z Idzim (trudna ...spowiedź) i z Witem (epilepsja) mi raczej na bakier. Raczej Dionizy się przyda i przed bólem głowy uchroni, choć według mnie najlepszym antidotum na tę przypadłość jest długa wędrówka.
Wszyscy oni się zawzięli i z Jezusem w 1445 roku tutaj ukazali, żądając kapeli, w której wspólnie jako Czternastu Świętych Wspomożycieli nas, ziemskich wędrowników, mogą przyjmować i trudne sprawy załatwiać przez łagodzenie, uzdrawianie i uśmierzanie.
Ten weekend był dla mnie odprężeniem i oderwaniem od rzeczywistości, która choć nie nastręcza mi tych wszystkich reprezentowanych przez świętych trosk, to jednak może, choćby monotonią i ciągłą potrzebą walki, doskwierać. Czasem trzeba się urwać z choinki i przenieść do miejsca, nawet absurdalnego, by zobaczyć błękit nieba i usłyszeć własny głos. A tutaj, w tym radosnym pielgrzymkowym miejscu, radosnym, wbrew przynoszonym intencjom, jest nadzieja i wiara, bez których, cóż, banalnie to ujmując, trudno jest żyć.