Rozsypani u stóp zamku Kuckuckstein żołnierze Napoleona I w liczbie 400 000 tysięcy musieli wyglądać kuriozalnie. Ich dowódca spędził noc 9 września 1813 roku w pięknej i potężnej twierdzy, zbudowanej na czterech poziomach, przy czym dwa wykute zostały w skale. Przeminęły wojenne pożogi i zniknęli wojacy dawno polegli, a Kuckuckstein wciąż pięknie dominuje okolicę. Zamczysko mało zadbane, co dla biurokracji jest niewygodnym kłopotem, ale jemu niezmiernie dodaje uroku. Gdy powstał w XV wieku przez dwieście lat należał do rodziny von Bünau, której potomek zupełnie niedawno ubiegał się o jego zakup. Od XVIII wieku przejęła go w posiadanie rodzina von Carlowitz, której przedstawiciele bywali nie tylko utalentowani, ale i uduchowieni, a jeden z nich, Karol Adolf von Carlowitz (1771-1837) należał do masonerii. Jego fascynacja ruchem wolnomularskim zostawiła wiele śladów, tutaj urządzono lożę przyozdobioną zagadkowymi malunkami wczesnoromantycznymi, a w bibliotece można poczytać stare egzemplarze masońskich czasopism.
Gdy wspinamy się oblodzoną drogą do góry, niemiejąc z zachwytu nad niesamowitą ciszą nasyconą burzliwą, ale i barwną przeszłości atmosferą, docieramy do uchylonej bramy domyślając się, że do środka nie uda nam się dostać. Nie tylko cisza, ale i brak turystów nadają grodzisku z jednej strony niesamowitego smaku, z drugiej jednak pozbawiają iluzji na zobaczenie więcej. Dzwoniąc pod numer podany na tablicy informacyjnej można się tylko dowiedzieć, że grupa przynajmniej 10-osobowa, wcześniej zameldowana, jak najbardziej zwiedzić obiekt może. Prywatny właściciel (pewien Austriak) w 2006 podbił zawrotną ceną 155 000 tys. euro ofertę potomka rodziny von Bünau (jedyne 128 000 tys. euro) i bez wszelkich poręczeń, czy kontroli ze strony sprzedającego posiadłość miasta zawarł umowę ze zobowiązaniem zainwestowania przynajmniej 500 000 tys. euro w remont. Nowy właściciel najwyraźniej takimi pieniędzmi nie dysponował, procesy trwają do dziś, a fakt ten nadaje zamczysku niesamowitego charakteru. Z odrapanym tynkiem, zaciekami i odpryskami wygląda autentycznie i bardzo łatwo przenieść się w jego towarzystwie przynajmniej w czasy napoleońskie, ba, a nawet średniowieczne. Spacerując po resztkach angielskiego parku , mając całą okolicę, malutkie miasteczko Liebstadt i las u stóp można oddać się masońskim wpływom i usłyszeć odgłos nieznanych rytualnych dźwięków. Można wiele, jeśli tylko wytrzyma się przenikliwe zimno i nie poślizgnie na zlodowaciałym, oblepiającym wszystko, śniegu.