Niczego nie wiedząc, nie informując się, trochę bezmyślnie pojechaliśmy na Documentę 14 do Kassel.
Zobaczyliśmy dużo, odczuliśmy, przeżyliśmy, bez słów, tekstów, wyjaśnień – wiadomo wszystko.
Ból, przygnębienie, ucieczka, brutalny patriotyzm, udręka rasy, czy koloru skóry, przekleństwo wiary i kultury. Skrawek ziemi, betonu wystarczą za miejsce do spędzenia godziwego życia.
Rzeź zwierząt, udręka dzieci, nieustanny plusk falujących mórz.
Wszystko już było, jest i będzie. Documenta może silić się na innowacyjność, otarcie o politykę, próbować być głosem najwspółcześniej udręczonych wojną i rasizmem – i tak się powtarza.
Przerażający wniosek wyjątkowej w wymowie wystawy w wielu wydaniach.
Miasto instalacją artystyczną.
W ramach odzyskania błogiego spokoju zakończyliśmy wizytę w muzeum braci Grimm – baśniowości, lekko opadającego puchowego śniegu i tego, że wszystko się dobrze kończy było nam potrzeba. Jednak i tutaj brutalna rzeczywistość – bajki przerażają, straszą, ktoś kogoś chce zjeść, łypie zazdrością, nienawiścią, żąda ofiary i czai się w ukryciu. Głodzi bądź tuczy na śmierć, knuje zasadzki i śmieje się ironicznie w wystraszoną twarz. A to wszystko po to, by i tak dobrze się skończyć, wynik niwelujący po odłożeniu bajki wszelkie złe wrażenia. Niewiarygodne.