Geoblog.pl    mamaMa    Podróże    Jestem w podróży...choćby tylko w głowie 2017    Szlak 66 jezior - etap IV, część 2
Zwiń mapę
2017
01
paź

Szlak 66 jezior - etap IV, część 2

 
Niemcy
Niemcy, Blankensee
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8962 km
 
Październik zaprezentował się idealnie i teatralnie zmienił scenerię na adekwatną – jest mgliście i najpierw dżdży, by za chwilę padać zdecydowanie i zamaszyście, a temperatura dostosowuje się do jesieni. Jakiż to kontrast do wczoraj i jaki pożądany element spektaklu!

Po standardowym śniadaniu w niestandardowej scenerii wyruszamy w drugą część naszego czwartego etapu szlaku 66 jezior i maszerujemy przez Schönhagen zaopatrując się w to i owo na przydrożnych stolikach. W związku z tym, że opad się nasila korzystamy z plastikowych torebeczek, które w ilości sporej otrzymaliśmy jako dodatek do owoców i warzyw, świat więc wokół szeleści i natęża nieprzyjemnym hałasem. Trochę nam rzedną miny, gdy okazuje się, że trasa wiedzie wzdłuż pól aż do Blankensee , czyli nie pod osłoną lasu, z którego próbujemy wprawdzie korzystać, ale z miernym skutkiem. Mijamy berlińskiego niedźwiedzia skrywającego się pod parasolem i niezdrowo mu zazdroszcząc docieramy do pierwszego jeziora tego dnia i tego etapu – Blankensee. Kawałek drewnianej promenady wydaje się nam dziwnie znajomy – byliśmy tutaj w styczniu 2012 i aura była podobna. To jedyny odcinek dostępny dla turystów, cały brzeg jest bagnisty i objęty ochroną, zarezerwowany wyłącznie dla ptactwa, które dziś nic nie robi sobie z deszczu – na nasze szczęście:-) Blankensee jest ogromne, zajmuje 280 ha, ale nadzwyczaj płytkie – średnia głębokość to 1,38 m, najgłębsze miejsce mierzy … 2 metry. Trudno więc uwierzyć w legendę, według której na jego dnie mają leżeć dwa z trzech dzwonów z nieistniejącej kapeli z Kapellenberg.

Docieramy do Muzeum Rolnika, które jeszcze niedzielnie śpi, ale znajdujący się w głębi podwórza lokal gastronomiczny przyjmuje zmokłych piechurów w swoje ciepłe i póki co puste progi. Podkręcamy kaloryfery, rozkładam kurtki i zamawiamy rozgrzewające smakołyki trochę żałując, że jeszcze nie ma adwentowego grzańca. Za to wypływająca jak lawa z wnętrza babeczki ciepła czekolada koi wszelkie niedobre i wilgotne wspomnienia. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki deszcz przestaje padać, a my żegnani zgodnym chórkiem personelu wyruszamy w stronę pałacu.

Blankensee to wioska wzorcowa. Nagradzana za piękno i dbałość o nią, wypieszczona w każdym detalu, kolorowa, ma wszystko o czym wioska może zamarzyć – dworek z pięknym parkiem, kościół z zaskakującym wnętrzem, romantyczne ruiny, muzeum, wyborną restaurację, piekarnię pełną świeżych przysmaków i park krajobrazowy Nuthe-Nieplitz, a w nim rezerwat dzikich zwierząt. Jak na trochę ponad 500-set mieszkańców to sporo.

Mały dworek położony nad rzeczką Nieplitz został prawdopodobnie wybudowany na ruinach starego niemieckiego zamku. Przez wiele długich lat należał do rodziny von Thümen, by dostać się w ręce pisarza Hermanna Sudermanna, wschodniopruskiego dramaturga i autora powieści. Ten pan dużo podróżował i przywoził ze sobą figury, które rozstawiał licznie w parku zaprojektowanym w 1832 roku przez samego Petera Lenné. Spacerując tutaj zapomina się o bożym świecie, co rekompensuje szybko wizyta w niedalekim kościele św. Jana – ciekawym budynku, który kryje w sobie historię życia niejakiego Józefa Weissenberga. Józef urodził się w 1855 roku i szybko ujawnił swoje powołanie – uduchowiony leczył ludzi kładąc na nich ręce (już jako trzylatek), a w wieku dorosłym w swojej przychodni w berlińskiej dzielnicy Prenzlauer Berg - twarożek i mówił językami, miał objawienia (związane z Chrystusem), wierzył w reinkarnację, by w końcu, po ostatnim niebiańskim widzeniu w 1903 roku poświęcić się ubogim i cierpiącym. Wiernym naśladowcom zalecał pozostanie przy swojej wierze, jednak po osobiście przeżytych okropnościach I wojny światowej założył w pobliskiej osadzie Glau tzw. Friedensstadt (miasto pokoju) – miejsce spełniających się Chrystusowych błogosławieństw, otwarte dla każdego, kto kieruje się miłością, pokojem i jednością. Dopiero w 1926 roku, po wielu konfliktach z religiami oficjalnymi, założył własny kościół – Johannische Kirche. Jego członkowie do dziś szanują wszystkie inne wyznania odważnie głosząc, że wiele jest dróg do Boga, jak wiele jest dróg do jednego miasta. Pomostem międzywyznaniowym jest dla nich miłość.

Friedensstadt przeszło historyczne turbulencje. Naziści zakazali praktyk religijnych ponad 300 grupom w Berlinie i wschodnich, jak i środkowych Niemczech oraz przejęli w 1938 roku wtedy jedno z najnowocześniejszych prywatnych osiedli, użytkując je jako filię obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, a socjaliści założyli tutaj szczelnie chroniony garnizon wojskowy (co za ironia - w mieście pokoju!!!), do którego cywiliści nie mieli dostępu. Tylko jeden raz córka Józefa dostała w latach 80-tych minionego wieku zezwolenie na wejście na teren byłego miasteczka swojego ojca. Obwieściła wtedy Rosjanom, że jej wizyta zmieni przebieg historii i rzeczywiście - po paru latach upadł mur, a teren został oddany w ręce wciąż aktywnej grupy religijnej, której przewodziła ... córka Józefa – Frieda Müller. Przejęła ona schedę po aresztowaniu ojca w 1935 roku, skazaniu go na więzienie jako wroga państwa i śmierci w Obornikach Śląskich w areszcie domowym, gdzie był „doglądany” przez gestapowców.

Ta niesamowita historia przynosi owoce do dziś, Friedensstadt odzyskało swoją dawną twarz i wciąż rozbłyskuje odnawianymi budowlanymi perełkami. Nie dzisiaj, ale tydzień później, docieramy do Glau, gdzie to przedziwne osiedle się znajduje i przy miejscu pamięci Józefa Weissenberga szybko się okazje, że i w takim pokojowym projekcie łatwo o konflikt. Jeden krok w stronę jakiegoś pomnika ze złotą tarczą w celu zrobienia zdjęcia oburza właśnie przybyłego mieszkańca, który bez względu na intencje wyraża swoją dezaprobatę – jednak i tutaj kamienie i beton są ważniejsze od człowieka.

Wracając jednak do pochmurnego (ale już nie deszczowego) Blankensee maszerujemy obok kuźni z 1922 roku należącej kiedyś do Fritza Skrybczaka, dziś od czasu do czasu otwieranej dla turystów, stary powóz, uroczy kiosk z kryształami (jakbyśmy teleportowali się do socjalistycznych czasów), kaktusowe buty, urocze ławki i jeziorko Seechen, nad którym w dzikim gąszczu odkryjemy (za tydzień) romantyczne ruiny kapeli. Cudowne, zaskakujące, oplątane przyrodą i zagarnięte przez naturę zabierają na chwilę oddech. Cisza przejmująca do szpiku kości, a jednocześnie szum przeszłości...

Niedaleko stąd do kościółka, który z zewnątrz nie wygląda zachęcająco opryskany szarym tynkiem, ale w środku (co również zobaczymy za tydzień) kryje się ciekawe, stare wnętrze. Musimy jednak maszerować przez park krajobrazowy Nuthe-Nieplitz do Stücken w towarzystwie rozkrzyczanego ptactwa zbierającego się po okolicznych łąkach przed odlotem. Trasa prowadzi asfaltową drogą, na szczęście niezbyt często użytkowaną przez mechanizmy warczące i szczęśliwie docieramy do wioski, z której już na pewno odbierze nas autobus. Zaglądamy do małego parku, który jako jedyny ostał się z pałacowego kompleksu i do miłej restauracji, znajdującej się w byłym gospodarstwie rolnym. Brama szeroko otwarta zachęca do wejścia, a za nią kryją się ogrodowe niespodzianki. Autobus podjeżdża punktualnie na przystanek i zabiera nas w siną dal po zakończeniu drugiej części IV etapu wędrówki szlakiem 66 jezior.

Było bosko.

Jeziora:

13. Blankensee
14. Seechen

Trasa: 10,5 km
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (56)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (6)
DODAJ KOMENTARZ
BPE
BPE - 2017-10-23 11:07
nasz październik był cudownie obłędny i słoneczny .... ale są miejsca do których taka pogoda nie pasuje ......
 
mamaMa
mamaMa - 2017-10-23 12:47
A to sie dałaś zwieść - i do Blankensee zawitało słońce - zobacz na zdjęciach:-)
 
Pamar
Pamar - 2017-10-23 17:02
Wioska rzeczywiście jakby ktoś ją namalował, jest ładna, zadbana i jeszcze ma swoje zwierzaki :)
 
zula
zula - 2017-10-24 07:26
... aż chce się napisać: Twój opis jest ...boski!
Właściwie nie potrzeba oglądać zdjęć by wszystko widzieć oczami wyobraźni!
Zdjęcia o podobnym wymiarze co opis!
Jak nie zachwycić się kropelkami rosy na liściu i piękna pajęczyną! I mogłabym pisać i pisać...i but i pan na ławce i na finał klucz ptaków i zwierzęta !
Pisz proszę dużo i często czyli życzę moc wędrówek !
:-)
 
mamaMa
mamaMa - 2017-10-24 07:55
zulo, dziękuję - Twoje słowa są...boskie:-)
 
marianka
marianka - 2017-11-02 11:12
Czekolada koi wszelkie smutki, 100% prawdy. Ale żeby jeszcze odganiała deszcz? Idealnie!
 
 
mamaMa
Anna M
zwiedziła 19% świata (38 państw)
Zasoby: 1450 wpisów1450 5629 komentarzy5629 23026 zdjęć23026 1 plik multimedialny1