Paczółtowice mają taki kościół, że od razu można się poczuć jak w górach i niemalże zobaczyć skaliste, strome ściany i ośnieżone ginące w chmurach szczyty. Wieś jednak położona jest na Wyżynie Olkuskiej i trudno doszukać się wokół Tatr, ale atmosfera, szczególnie o zmroku, jest górska. Gdy wchodzimy na teren sanktuarium Paczółtowskiej Pani proboszcz akurat omawia głośno z wiernym wszelkie materialne potrzeby budynku. Trzeba zrobić to i owo, naprawić, ulepszyć, pieniądze pozbierać. Nie do wiary, szczególnie jeśli się wie, że od paru stuleci toczy się (a może jednak – toczył...) spór o własność wsi raz szlacheckiej, raz duchowej. Gdy w 1512 roku Andrzej i Stanisław z Paczółtowic nie zgłosili się na wojenną wyprawę skonfiskowano jej szlachecką część i oddano w ręce norbertankom, które prężnie wzięły się do sołeckiej i folwarcznej pracy. W kolejnych latach zmieniali się właściciele, a to Seweryn Bonera, bankier Zygmunta I Starego i Bony Sforzy, a to Katarzyna Tęczyńska-Bonerowa z mężem Stanisławem Barzi, a to austriackiego pochodzenia krakowski rajca Erazm Eichler czy Feliks Czerski, by w międzyczasie miejscowi proboszczowie wiedli niekończący się spór o wioski i jej dóbr przynależność. Gdy poznana przed chwilą, tańcząca ze świętymi, Agnieszka Tęczyńska-Firlejowa przekazała wieś klasztorowi w Czernej wraz z osadą kamieniarską Dębnik, a jej kamieniarz Adam Negowicz podarował paczółtowickiemu plebanowi w spadku swój spory majątek to przeor klasztoru ojciec Kryzus wtargnął do domu zmarłego i zabrał, co znalazł, a co owym spadkiem było, w konsekwencji czego przez długie lata ciągnął się podobno gorszący sądowy proces. Jeśli więc dzisiejszego wielkanocnego późnego popołudnia proboszcz zamaszyście i głośno opowiada o potrzebach wyglądającego na niezwykle zadbany kościoła to pewnie wszelkie spory zostały wyjaśnione, a duchowieństwo wiedzie w tej partii prym.
Śliczne jest wnętrze sanktuarium, nastrojowe, trzeszczące starym drewnem, otulone sporą ilością ołtarzów, obrazów i wszelkich figur i figurek, kwiatów i motywów, które przypominają wchodzącym o przemijaniu i do wyższości dążeniu. Niesamowita jest ludzka wiara i nadzieja, które wyrażają się w namalowanych postaciach i wyrzeźbionych figurach otaczanych kultem i taką czcią, że wielu jest gotowych bronić z zagorzałością, nawet jeśli prowadzi to do wojen, czy oddania za nie własnego życia. Z tym proboszczem o środki na wystrój i jego utrzymanie zabiegającym w tle i historią świątyni w głowie trudno nie poczuć paradoksalnie absurdalnego powiązania z poganami, którzy jednego Boga nie znali czy starożytnymi Grekami bądź Rzymianami. Wiara, jej wyrażanie i zaangażowanie w obronę bez jakiejkolwiek racjonalnej pewności – niesamowita ciągłość naszej ludzkiej rodziny na przestrzeni wieków i różnorodności kultur. Jakby wspólny mianownik o zmieniających się komponentach. Proszę jednak pamiętać, że to subiektywne odczucie, które pojawiło się nagle i zniknęło. Gdy opuszczaliśmy wioskę była już noc, która zatarła wszystko – i Pustynię Błędowską, i klasztor, i Paczółtowice - a wszelkie niejasne pojęcia i przeczucia pierzchły w obliczu pierwotnego instynktu, który nakazywał opuścić nieznaną i nagle nieprzyjazną okolicę i szybko wracać w domowe pielesze.