Pierwszy raz w czasie tego pobytu, ale nie ostatni, pogoda pomieszała nam szyki. Chociaż to źle wyrażone. Pogoda na wybrzeżu Morza Północnego rządzi niepodzielnie. Tutaj człowiek nie jest jej panem i musi się nadanym warunkom podporządkować. Jeśli pada i wieje wiatr to nici z wyspiarskich planów, żaden prom nie wypływa z portu, choćby nie wiem co się działo. Hotelowe rezerwacje? Dostojny gość? Poród? Nic nie ma dla pogody i jej hardych warunków znaczenia i ludziom nie pozostało nic innego, jak cierpliwie czekać na zmianę. Wczoraj piękne słońce, dziś „świat zapłakany deszczem”, prognoza, że tak pozostanie przez cały dzień i bezlitosna informacja, że prom na Langeoog nie wypływa.
Jedziemy do Jever, miasteczka, które w Niemczech znane jest jako nazwa piwa. Mamy nadzieję na odkrycie miejsc, które będą nie tylko atrakcyjne, ale przede wszystkim dadzą dach nad głową.
W drodze do Jever przejeżdżając przez osiedle Seriem dostrzegamy młyn, który dzielnie i prężnie opierał się deszczowym masom. Mając nadzieję na ciepło i suchość w jego wnętrzu zatrzymujemy się, by poczuć...smaczny zapach mąki. Ponad 200-letni wiatrak wybudowany przez dwóch młynarzy C.S. Willems i V.Klasen cieszy się w okolicy dużą sympatią. Utworzyło się towarzystwo jego sympatyków, które aktywnie działając dwoi się i troi, by uratować nie tylko zabytek, ale przede wszystkim nośnik oryginalnego i pierwszego na świecie metalowego pierścienia wzmacniającego i stabilizującego skrzydła, wymyślonego przez Hermann Ferdinanda Willmsa. Wynalazek swego czasu bardzo potrzebny, dziś, niestety, gdy wiatraki wraz z industrializacją odeszły do lamusa, mający znaczenie tylko historyczne.