Grand Dame Północy.
Najmłodsza, druga co do wielkości i jedna z najbardziej popularnych Wysp Fryzyjskich. Wystarczy na promie przysłuchać się rozmowom, westchnieniom, wspomnieniom. Och i ach, wyciągnięte ręce pokazujące miejsca ważne, charakterystyczne, przekomarzanie się kto i kiedy przeżył więcej.
Przy promowej przystani jest ogromny samochodowy parking, stamtąd do promu może dowieźć za euro busik, a bez samochodu można wysiąść na dworcu kolejowym Norddeich i pomaszerować do wnętrza statku. Niezależne od przypływów promy kursują regularnie i dowożą gości w niecałą godzinę na Norderney, która od pierwszego momentu prezentuje się niemalże szałowo. Zatłoczona, ożywiona, zabudowana, droga i ekskluzywna swoją niewybredną książęco-cesarską przeszłością.
Do centrum dojeżdżamy miejskim autobusem. Wyspa ma 14 km długości i do 2,5 km szerokości oraz posiada urbanistyczne centrum z willami, domami kuracyjnymi i teatrem. Ruch samochodowy jest wprawdzie dozwolony, ale ograniczony do paru ulic, ścisłe centrum jest dla zwykłych kierowców zamknięte. Tam toczy się leniwie kuracyjne życie, ale i paralelnie do niego szybki jego turystyczny nurt. Gdy chcemy wypożyczyć rowery to w centralnie położonej wypożyczalni nie ma ani jednego, za to w znajdującej się o dwie ulice dalej do wyboru, koloru i wielkości. Stałych mieszkańców jest około 6 tys., rocznie 1,3 milionów noclegów, a do tego 400 tysięcy gości dziennych i kuracjuszy. To są liczby, które mówią same za siebie.
A zaczęło się niewinnie. W roku 1797 Norderney została pierwszym kurortem niemieckiej części Morza Północnego, a drugim w kraju (po
Heiligendamm) za przyczyną lekarza Von Halema, który badał i zapewniał o dobroczynnych właściwościach tutejszego klimatu. Oficjalne otwarcie nastąpiło 1 maja 1800 roku, 250 kuracyjnych gości zostało odnotowanych w kronikach. Mało, biorąc pod uwagę aktualne milionowe liczby. Prawdziwy rozkwit nastąpił jednak w XIX wieku, gdy wyspa została letnią rezydencją króla Georga V von Hannover. Wraz z małżonką Marią zatrzymywał się tutaj od 1851 roku na parę wiosenno-letnich miesięcy. Wraz z nimi przybywał cały dwór, jak i odwiedzało ich wielu gości, dla których wybudowano stosowne domy po dziś tworzące ścisłe i dostojne centrum. Przede wszystkim były Große Logierhaus (dziś Conversationshaus), bez którego fotograficznego tła zapewne wielu nie opuszcza wyspy. Gdy Królestwo Hanoweru zakończyło swoje panowanie w wyniku przegranej Niemieckiej Wojny w roku 1866, Norderney znalazła się w obrębie Prus i wpływów cesarskich. Nastąpiła adekwatna rozbudowa, gdyż pruska rodzina królewska ogromnie dalszym rozwojem i sławą wyspiarskiej miejscowości była zainteresowana. Gości dzielono na płeć i odpowiednimi
wozami dowożono osobno do plaż w celach zażywania kąpieli w raczej zimnych wodach. Ku pokrzepieniu, na co niejeden się pisał. Owe wozy do dziś zdobią wyspę i wywołują uśmiech na twarzach. Sam Conversationshaus jest piękny, w środku znajduje się informacja turystyczna z biblioteką i salą dla czytelników, w której można zapomnieć o bożym świecie.
Wypożyczamy rowery i pod wiatr, a potem z wiatrem zdobywamy wschodnią część wyspy. Kontrast krajobrazu jest niesamowity – z tętniącego życiem miasta wjeżdżamy w dzikość wydm i królestwo morskiej bryzy. Niesamowita jest droga, prowadząca pomiędzy zielonością i piaszczystością oraz rachitycznością flory aż do ogromnej latarni morskiej. Czasem jak w wąwozie, czasem z widokiem na wzburzone morze, czasem zupełnie sami, czasem w tłumie innych rowerzystów. W końcu decydujemy się na nadmorskie chwile i przechodząc obok zapełnionej po brzegi restauracji „Weiße Düne” docieramy do pięknej, drobno-piaszczystej plaży. Są stare wozy, są plażowicze, są śmiałkowie do wody wbiegający, są mewy, muszelki, jest wiatr i Morze Północne. Teoria wysmaganej z wszelkich myśli i obarczeń głowy sprawdza się wyjątkowo.
Gdy wracamy do wielkomiejskiego życia to zaglądamy do kuracyjnego teatru z 1893 roku, pluszowo-purpurowego, w którym właśnie odbywa się dobrą sławą się cieszący międzynarodowy festiwal filmowy Emden-Nordeney. W jego ramach wysłuchujemy powitania pani dyrektor, po którym oglądamy film „Bob Budowniczy : Mega Pojazdy” i niepocieszeni opuszczamy dostojne i jakże ciepłe progi.
Dzień na Norderney mija niezwykle szybko. Wspominając deszczowe pobyty na Langeoog i Baltrum tutaj było i ciepło i letnio, a już na pewno sanatoryjnie tłoczno. Jednak ta wyspa ma w sobie potencjał wzbudzania nie tylko sentymentów, co nadawania myślom takich właśnie, trochę w tonacji sepii utrzymanych barw. Niby wyspa jak każda inna, ale i książęca, i cesarska, droga po dziś dzień, co jednak chyba każdy tutaj przybywający jej wybacza. Nieuchwytny cień wyższego poziomu. Czegokolwiek by on nie dotyczył.