Sen irlandzki jest mocny i pełen zjaw. Wilgotny i zielony. Kaloryfery włączyły się nad ranem, a woda w sedesowej spłuczce nie zawsze się wylewa po mocnym pociągnięciu. Śliczny domek bieleje w porannym słońcu, a rosa jest pobudzająco chłodna – krew buzuje od stóp po ożywioną w jednej chwili głowę.
Jedziemy do Grobli Olbrzyma (Giant’s Causewey) – zadziwiającego miejsca, nadprzyrodzonego, zawsze podejrzewanego o ludzką bądź nawet kosmiczną działalność. Widoki po drodze są nieziemskie, szczególnie te nadmorskie, skalne, zielono-błękitne. Bazaltowe formacje są dopełnieniem pięknego pierwszego spotkania z tym krajem, nieoczekiwana zabawka, resztki mostu, bądź fizyczny proces twórczy naszej planety. Olbrzym Finn McCool bawił się tutaj kamieniami, bawił w złości i zacięciu, pysze i zadziorności, budując most do Szkocji, gdzie przebywał jego rywal Benandonner, który trochę stchórzył, a na pewno się spłoszył i zawrócił z mostu, który runął w morskie odmęty, a deptane przez setki nóg bloki to jego resztki, które odnajdziemy również po drugiej stronie, w Szkocji, na wyspie Staffa.
O lawie bazaltowej oblewającej wapienną powierzchnię i chłodzącej się, kurczącej i pękającej na sześciokąty (podobnie jak wyschnięte błoto) sprzed 60 milionów lat w obliczu olbrzymów nie warto wspominać…
Jest tłoczno, jednak to w irlandzkim pojęciu tego słowa. Do np. berlińskich tłumów nie można tego turystycznego świata tutaj porównywać, ta tłoczność ma w sobie wiele ciszy i równowagę spokoju. Krajobrazy że och i ach, kamienie przyjemnie ciepłe, a kwiaty barwne, brakuje tylko licznego ptactwa.
Wstęp do Grobli Olbrzyma jest bezpłatny, trzeba jednak Irlandczykom przyznać, że potrafią w tej kwestii zrobić doskonałe zupełnie inne wrażenie. Dojazd do niej zorganizowano na tyle sprytnie, że turysta myśli, że trzeba płacić, w dodatku całkiem spore pieniądze. £8.50 dorosły, £4.25 dziecko, £21.00 bilet rodzinny. Tak naprawdę to cena za parking i za wstęp do centrum informacyjnego. A zaparkować można trochę niżej przy stacji kolejki, którą miała tutaj przybyć królowa Wiktoria, albo przy poboczu i pomaszerować przez betonową bramę, bądź dać się podwieźć autobusem, za który oczywiście trzeba uiścić stosowną opłatę. Polecam spacer – ten kilometr do grobli przygotuje wiatrem i przestrzenią na zachwyt, oszołomienie i parę łez, których nie sposób w obliczu Matki Natury nie uronić.