Nad Irlandią zapada mgła. Ciężka, obezwładniającą, wszystko przytłaczająca. Żadna góra nie ma z nią szans, a cóż dopiero my. Niesamowita jest ta zmiana nastroju, ten przeskok tak ogromny, a jednak prawie niezauważalnie wykonany. Kurtyna w górę, a teraz kurtyna w dół. Wszystko wokół zapada się w przepaść. Jeszcze udaje się nam zobaczyć z Ladies View niesamowity widok na jeziora Parku Narodowego Killarney, by zatonąć w tej mlecznej, a w końcu czarnej ścianie irlandzkiej niepewności. Gdy docieramy późnym wieczorem na półwysep Beara do naszego noclegu, nie widzimy kompletnie nic poza tym, co oświetlają światła samochodu (czyli kawałek drogi przed nim samym). Słyszymy za to groźny i głuchy pomruk oceanu dobiegający jakby z dołu. Za to przed domem wita nas biały kot w świetle...dwóch reflektorów, a w nim rozpalony kominek! Szałowo!