Czy w Irlandii jest kolej linowa?
Jak myślicie?
Jest! Jedyna w tym kraju i w dodatku z jednym wagonikiem. Łączy Dursey Island z półwyspem Beara od 1969 roku. We wszystkich nam dostępnych przewodnikach raczej nią straszą – że trzeba mieć duże zaufanie do Boga i nie mieć lęku wysokości, że kursuje jak chce i w dodatku nie tylko stali mieszkańcy wyspy mają pierwszeństwo, ale i zwierzęta i że trzeba upewnić się, że można tego samego dnia wrócić, gdyż z nieznanych powodów kolejka może zawiesić nagle przejazdy w środku dnia. Dla nas informacje ekscytujące, tym bardziej, że niemieckie przewodniki lekko na marginesie podkreślają, że w Niemczech nie zostałaby dopuszczona do użytku. Zobaczymy.
A widzimy najpierw cudowny krajobraz, niewiarygodną przestrzeń, maszty i liny, a dopiero po długiej chwili dostrzegamy zbliżający się pomału mały wagonik. Niesamowite. Mamy szczęście, gdyż w kolejce nie czekają ani tubylcy, ani owce, ani żadna krowa i odważnie wkraczamy do środka zamykając za sobą drzwi. Obsługi nie widać, bilet trzeba kupić w małym domku w kasie.
A gdy ruszamy od razu rozumiemy wzmianki o zaufaniu. W drewnianym wagoniku czujemy się wtłoczeni, wciśnięci i zdani na łaskę i niełaskę wiatru. Przepaść pod nogami wydaje się olbrzymia, a skały niesłychanie groźne. Jednak urok i staruszki i scenerii zwycięża – to było jedno z najprzyjemniejszych przeżyć w Irlandii. A do tego wyspa Dursey! Wspaniała, zamieszkała tylko przez paru ludzi jest rajem dla ptactwa i wszędzie spacerujących owiec. Docieramy do malutkiego cmentarzyka, gdzie zwierzę spaceruje po murze. Niektóre z nich leżą na trawie i zdają się patrzeć w oceaniczną przestrzeń. Niektóre wychodzą dziecku naprzeciw. Snujemy się tutaj ocierając o wrzosy i depcząc mchy, zachłystując magią błyszczących w słońcu wód oceanu i myśląc o mieszkańcach wyspy z czasów średniowiecza, których zamordowali Anglicy zrzucając ciała do wody. Wyspa była siedzibą klanu O'Sullivan, którzy mieli tutaj swój zamek, zniszczony w 1602 roku przez angielskich najeźdźców.
Wracamy niechętnie.