Kolejną perełkę, bardzo zabrudzoną i zniszczoną, odnajdziemy w szczerym polu. Nie ma wokół nic, jakiś opuszczony dom w pobliżu, być może kiedyś służący zatrudnionym na pokojach, a droga, która do niego prowadzi, wiele razy wywoływała w nas zwątpienie. Na pole to może i owszem nią dojedziemy, ale do pałacu? Gdy się ukazał, zaczarował mnie od razu. Takiej siły od budynku już dawno nie czułam. Opuszczony i pokiereszowany przeszłością prężył się z dumą do gości. Właśnie swoim grubym ścianom zawdzięcza to, że w ogóle jeszcze stoi. W 1982 roku zawalił się dach, który wprawdzie zniszczył cenne malunki, jego samego jednak ten fakt nie poruszył.
Już w średniowieczu stał tutaj zamek, siedziba rodziny Nortman, która miała wiele włości w okolicach. 20 października 1450 roku Curt Nortman sprzedał Vicke Vieregge, swojemu szwagrowi, Rossewitz. W latach 1657-1680 duński generał Johann Heinrich von Vieregge zlecił wybudowanie na zgliszczach zburzonego w czasie wojny 30-letniej nowego pałacu na wzór podobnych w Genui i Holandii. Dziś zalicza się go do
pierwszej barokowej posiadłości Meklemburgii.
Rodzina von Vieregge zbankrutowała w połowie XVIII wieku i pałac przeszedł na własność aktualnie panującej książęcej rodziny. Sam Fryderyk Franciszek I, który założył pierwszy nadbałtycki kurort
Heiligendamm, często tutaj odpoczywał i bardzo o Rossewitz dbał. Niestety, pomimo tego, że pałac został wynajęty przez zacną rodzinę von Voss, już około 1930 roku rozpoczęła się jego dewastacja, którą dokończyły rodziny uchodźców przebywające w nim do roku 1973. Nie pomogły prace filmowe w tym samym roku, film na podstawie powieści Goethego „Powinowactwa z wyboru” nakręcono i wyświetlono, a pałac dalej umierał. Dzisiaj znajduje się w prywatnych rękach i jest od lat powoli, zależnie od funduszy, restaurowany. Zamknięty na cztery spusty, otoczony (prawie) szczelnym płotem, pośród pól, opuszczony przez ludzi, ale nie dobre duchy. Zdają się tutaj panować niepodzielnie wciąż ratując mu życie.
Na tablicy obok bramy wjazdowej ktoś powiesił informacje o możliwości zwiedzenia pałacu. Pomimo zniszczeń zachowało się
iluzjonistyczne malarstwo architektoniczne z 1680 roku, jak i marmurowe kominki czy sztukateria. Odnaleźć można tajemne schody, w ścianach skryty system wentylacyjno-grzewczy, a w piwnicy studnie o głębokości dwóch metrów. Odnaleźć można szelest przeszłości i mgłę wspomnień, których już w żyjących coraz mniej. Mam nadzieję, że się ze zbyt długo trwających opałów wykaraska i rozbłyśnie na tym polu nowym barokowym blaskiem.