Ach Krakowie! Jak zawsze piękny, jak zawsze dostojny, jak zawsze magiczny. Przytulny i światowy, otwarty i szczelnie otulony elegancji i wyjątkowości murem. Kraków dotyku przeszłości, Kraków trzepotu gołębi, Kraków kwieciem i koni zapachem ustrojony. Smaczny obwarzankiem i bogaty bagietkami. Orzeźwiony Wisłą i ocieplony smoka wyziewem. Kraków kościelnych wspaniałości i szopek Białego Anioła. Piwniczny artystyczny szczyt i Wawel z energetyzującą mocą nieznanego. Donośny głos Zygmunta i przejmujący dźwięk trąbki w samo południe. Osierocony żydowski Kazimierz i Brama Floriańska z murami, które straciły swoje znaczenie. Kraków Lajkonik i Kraków centuś. Przyjeżdżałam tutaj na wagary, zdarzało się, że co tydzień. Wyciągałam się na Plantach i targowałam na Kleparzu. Zachwycałam tajemniczością lokali i galerii i denerwowałam komercją Sukiennic. Przed sklepem kolonialnym na Kopernika otwierała mi się buzia, a za spotkanym Skrzyneckim poszłabym jak w ogień. I nic się nie zmieniło. Lubię powracać i gdybym tutaj mieszkała, opisywałabym każdy metr tego wszechstronnego cudu.