Zmieniając temat wycieczki z grobowego na żywy, a przede wszystkim wiedzeni raczej nieczęsto spotykanym znakiem drogowym „uwaga, zaprzęgi psie” kierujemy się w stronę Republiki Ściborskiej. Samozwańcza wita przybywających, a jakże, budką granicznika, otwartym szlabanem i tablicą, której treść ja osobiście ujęłabym troszkę inaczej. Otóż na terenie republiki można oddychać świeżym powietrzem i nie trzeba odurzać się alkoholowymi używkami, można wyrażać się mową piękną i soczystą w elokwentny kunszt formułowania zdań oraz spożywać strawy wolne od przerażenia śmiercią i hormonów stresu. Na tablicy widnieją jednak zakazy, które zapewne ze złowieszczym szlabanem mają robić odpowiednie wrażenie.
Dalej jest już tylko lepiej. Po lewej sielski ogródek z malwami pod płotem, po prawej otwarta brama na podwórze otoczone szopami i drewnianymi chałupami. Na studni rozleniwiony słońcem kot, na dachu gniazdo pełne bocianów, a pod psimi budami śpią zmęczone upałem liczne czworonogi. Całość jest dla gości otwarta, miła młoda dziewczyna oferuje swoje obowiązkowe usługi przewodnickie i zaprasza do pierwszego z czterech muzeów. Właścicielami tej posiadłości są od 2004 roku Justyna i Dariusz Morsztynowie. On znany w Polsce Biegnący Wilk, harcerz, ekolog, survivalista, indianista, mors, długodystansowy biegacz, który ukończył jako pierwszy Polak wraz ze swoimi psami 500-kilometrową trasę Finnmarksløpet w 2009 roku. Obecnie przygotowuje się do trasy 1000 kilometrowej. A w domu założył jedyne stałe muzeum północnych ludów tubylczych, muzeum indiańskie, swoje i Marii Rodziwiczówny, gdyż właśnie jej zawdzięcza swoje życiowe pasje. Autorka „Lata leśnych ludzi” tą książką zaraziła pana Dariusza żądzą przygody. I swoją osobą również, gdyż jej śladami wyruszył do Białorusi i odszukał dom, który być może ją pamięta. Podobno przygody opisane w książce autorka przeżywała osobiście razem z dwiema innymi kobietami. A lekturę synowie pana Dariusza (a ma ich czworo) znają na pamięć. I jej muzeum jest najbardziej poruszające. Cześć, jakaś pobożność i świętość w powietrzu. Pan Dariusz od trzech lat podążając śladami Rodziewiczówny odnalazł miejsce, w którym stała stara chata, gdzie toczyła się akcja powieści. Resztki w postaci np. zardzewiałych gwoździ trafiły do tutejszych gablot.
http://fotocasty.pl/2255/chata-lesnych-ludzi/Celebrujemy to życie pełne pasji i emocji, życie pulsujące tętnem zaaferowania, zaciekawienia, życie jako erupcję nowych pomysłów. Życie, które pomimo tej przeogromnej siły kiedyś skończy się tak, jak zobaczyliśmy to dziś rano – w zimnym grobowcu, bez pewności tego, co dalej. Jednak to nie przypadek, że akurat taka była kolejność naszej wędrówki. Z mrocznej mogiły powrócić do takiego życia – według własnych zasad, na łonie natury i lekkim szaleństwem nieopłacalności i nierentowności. Jakże idealne dopasowanie sensu i naszej egzystencji celu – nie gromadzenie dóbr, ale emocji i pasji.