W związku z tym, że aura nas nie rozpieszcza szukamy na mapie miejsc, do których można dojechać samochodem. Miejsc, które pod wpływem deszczu i mgły mają okazję być magiczne. Wzgórze Wisielców brzmi kusząco i oczami wyobraźni widzimy już majaczące kontury szubienic, jak i do nich należących zwłok. Wyspa Wolin, miasto Wolin, cieśnina Dziwna, wilgoć, pomroka i kurhanowe cmentarzysko z IX-XI wieku. Na grobach stoją znicze, wiele przewróconych, jakby dusze się ich obecnością zeźliły. 93 kurhany i 34 mogiły, nasi przodkowie, którzy najpierw ciała palili, a później, wraz z napływem nowych kultur i tradycji grzebali swoich zmarłych w trumnach, czyli birytualizm pod postacią pochówków ciałopalnych i szkieletowych. Malutkie kropelki deszczu drżą na ogołoconych mijającą już jesienią gałązkach. Nazwa wzgórza pochodzi od później się tutaj odbywających kaźni piratów i przestępców. Ich jęki zagięte w krzaczastej przestrzeni i zaklęte w cichy wody plusk. Przejmujący krajobraz zamierzchłej przeszłości. W dodatku zaczyna mocno padać i chowamy się pod budką obok watry pilnowanej przez drewniane postaci. Wolin ma bardzo ciekawe w atmosferę miejsce, które warto odwiedzić o tej właśnie porze roku.
W samym miasteczku cicho i przejrzyście. Zaglądamy do Muzeum Regionalnego, by odwiedzić cztery twarze Światowida, odnalezionego na wyspie słowiańskiego boga, niestety, muzeum w poniedziałki jest nieczynne. Tutaj było centrum jego kultu, tutaj zatrzymali się i pozostali Słowianie, którzy przybyli w te okolice w czasie wędrówek ludów w IV-VI wieku n.e. Pod koniec IX wieku wyrosła stolica plemienia Wolinian, podobno wtedy jedno z największych miast w Europie. Sagi skandynawskie i kroniki niemieckie z IX-XII wieku opisują osadę Wikingów u ujścia Odry zwaną Jom albo Jonsborg. Gdy Mieszko I odniósł zwycięstwo nad Wolinianami 21 września 967 roku włączył Wolin do Polski, otoczył miasto murem i tak powstał pierwszy polski port nad Bałtykiem. Dwadzieścia lat później zmarł w Wolinie duński król Harald Sinozęby, który to fakt czci kamień znajdujący się naprzeciwko muzeum. Wyryty na nim po polsku i duńsku napis z datą królewskiego zgonu, ale nie głosi on jednego ważnego, nawet jeśli dużo później dziejącego się, faktu związanego z koronowaną głową. Jim Kardach ze Skanii, fan Sinozębego, jest autorem pewnej koncepcji jak i jej nazwy. Harald jako król jednoczył rywalizujące plemiona Danii i Norwegii oraz panował nad Skanią i to jego przydomkiem został nazwany pomysł, z którego korzysta każdy z nas – Bluetooth ((duń.: Blåtand), jednoczący różne technologie. Berkanan czyli ᛒ to pierwsza litera przydomku Haralda Blåtanda.
Bogactwo Wolina przyciągało żądnych władzy, chrystianizacja rozlewała się po Europie docierając i tutaj w 1124 roku wraz z misjonarzem Ottonem z Bamberg, przeciwko którego nowym naukom buntowali się (podobnie jak w
Chełmnie) poganie. Pomimo dokonanych zniszczeń (m.in. kościoła) w 1140 roku powstało pierwsze na Pomorzu biskupstwo. Całkowity upadek przyniosły najazdy duńskie z lat 1173 i 1177, chociaż i zapiaszczenie i zamulenie Dziwny do owego smutnego faktu też się przyczyniło. Ludzie w późniejszych wiekach radzili sobie różnie, w 1365 roku miasto zostało członkiem Hanzy, w 1535 roku przeszło na protestantyzm, w 1648 roku Pomorzem podzieliła się Szwecja i Brandenburgia, a w 1720 roku szwedzki król sprzedał Wolin Królestwu Prus, a następnie Rzeszy Niemieckiej, do której miasto należało przez 225 lat do 1945 roku.
Oszałamiająca jest ten historyczny przebieg, plecionka faktów, które dzisiaj w tym cichym i skromnym miasteczku trudno sobie wyobrazić. Bogactwo, królewskość, mieszanka różnych narodów i długa przynależność do Niemców. Idziemy przed siebie, by z mostu obrotowego (jednego z czterech istniejących w Polsce) podziwiać imponujące budynki elewatora zbożowego, gdy nagle na horyzoncie i we mgle majaczą … drewniane chaty. Zaciekawieni podchodzimy bliżej i rzeczywiście, jak spełnione marzenie, z oparów wyłania się drewniany gród. Wysoki płot i zamknięta brama nie odstraszają od zajrzenia do środka. Cudownego środka z wczesnego średniowiecza, ze Światowidem i drewnianymi chatami mincerza, bursztynnika, rybaka i garncarza oraz lepiankami. Tylko ludzi nie ma. Załamanie czasowe czasem funkcjonuje tylko w jedną stronę i w jednej formie. Mamy szczęście, że nie zadziałało odwrotnie i że spokojnie mogliśmy zajrzeć jeszcze do kolegiaty św. Mikołaja. Kto wie, co by się z nami w osadzie działo, gdybyśmy najpierw poszli do kościoła;-)