Zaczął się nowy rok, więc czas wyruszyć na wędrówkę. W styczniowy las, w zimne skały, zanurzyć w wilgotny mech i nagie konary.
Decydujemy się na trasę prowadzącą do zamku Regenstein.
Ścieżka jest niezwykle malownicza. Wijąca się i ciągnąca wzdłuż starego koryta doprowadzającego onegdaj wodę do młyna, który owe zamczysko zaopatrywał w wodę i zmielone bądź wyciśnięte pożywienie. Zaskakująca zieloność zanurzona w jesienny brąz, lśniące od padającego o poranku deszczu gałęzie i ogołocone bezwstydnie ze wszystkiego krzaki. XII-wieczny młyn wygląda jakby zaprzestano w nim pracy wczoraj. Nowiutkie koła zrekonstruowane na początku nowego stulecia mają unaocznić wędrowcom czar minionych wieków. Mielono mąkę i wyciskano olej, by panowie w znajdującym się na skale zamczysku oraz mieszkańcy pobliskiej osady Nienrode mieli co jeść. Wybudowano kompleks w XII wieku, wodę doprowadzano sztucznie rowem, wzdłuż którego dziś prowadzi szlak. Działalności zaprzestano u schyłku średniowiecza, a w czasie trwania siedmioletniej wojny w 1758 zniszczono z powodów strategicznych jego resztki. Wiek XX odnalazł ślady i w historycznym zrozumieniu odnowił część starego systemu. Najpierw staje się u góry i widzi mały domek dla wędrowców, a później schodząc skałami dociera do malowniczych kół.
Dalej jest błogo. Jaskinie, groty, piaskowe skały i robiąca niesamowite wrażenie forteca. Wyłania się ni stąd ni zowąd pośród drzew. Z niedowierzaniem kierujemy nasze kroki w jej kierunku. Czy dojdziemy? Wdrapiemy się tak wysoko?
Odważnie próbujemy. Pośród korzennych zawiłości, omszałych wspaniałości, stromości wyzywających, docieramy do bramy wjazdowej. Co ciekawe ścieżka, która nas tutaj doprowadziła, jest oficjalnie zamknięta ze względu na zagrożenie życia. Co tam, uiszczamy opłatę i wchodzimy na wietrzny teren starego zamku. Pierwsza wzmianka o nim pochodzi z 1162 roku, sławę przyniosła mu jednak osoba niejakiego grafa Albrechta II von Regensteina (1310-1249), który kłócił się na potęgę z biskupem pobliskiego Halberstadt i przeoryszą z Quedlinburg. Ostatni właściciel z rodziny von Regenstein zmarł w 1599 roku i zamczysko popadło w ruinę. Gdy w 1671 roku przyszli Prusacy, zamienili obiekt w fortecę i garnizon. W 1736 roku trafił w obiekt piorun i część spłonęła, a w 1758 roku unicestwili resztę właśnie owi Prusacy. Dziś z tamtych czasów zostały tylko kazamaty i parę pomieszczeń wykutych w skałach. Swego czasu jednej z najgłębszej studni świata (197 metrów) też już nie ma.
Jest wietrznie, ale pięknie. Od wiatru zapiera dech w piersiach, ale warto postać chwilę i nacieszyć się widokiem. Gdzieś tutaj znajduje się szpara, z której kiedyś parował dym. Gdy uwięziona przez grafa von Regenstein jedna z najpiękniejszych dziewic kraju uwolniła się wyskrobując przez rok diamentowym pierścionkiem dziurę w skale na tyle dużą, by móc z więzienia uciec, powróciła w towarzystwie swoich bliskich, ale ciemiężyciela nie zastała. Za to zobaczyła ów dym i gdy zajrzała w szczelinę zobaczyła grafa w piekle i by ulżyć jego cierpieniom rzuciła mu swój pierścionek. Podobno dusza uspokoiła się na tyle, że dym przestał się ze szczeliny wydobywać...
Wracamy ścieżką ponad młyńskim rowem. Jesteśmy i dotlenieni i usatysfakcjonowani. Wracamy do Quedlinburg na obiad i do domu.
Szczęśliwego Nowego Roku.