W Niemczech budowano miasteczka, które miały służyć tylko i wyłącznie uchodźcom. Takim był Sieburg, który w roku 1699 założył Karol I Heski dla wypędzonych z Francji Hugenotów.
Najpierw jednak w pobliskim Helmarshausen zaczął rodzić się bunt. Do mieszkańców dotarły wieści o planach budowy kanału przez landgrafa Karola, który umyślił sobie stworzenie wodnej drogi transportowej od Wezery do Kassel, przede wszystkim w celu ominięcia ceł w mieście Hannoversch Münden. Echo zagniewania dotarło do władcy, który obrażony wybrał się na polowanie. Według legendy wystraszony odyniec uciekając wskazał mu drogę do ujścia rzeki Diemel do Wezery. Karol zatrzymał się zachwycony i tak narodził się plan założenia Sieburg. Do tego właśnie w tym czasie landgraf przyjął religijnych uchodźców z Francji, którzy mieszkali w prowizorycznych, drewnianych barakach i nie mieli pracy. Plan wydał mu się więc idealny – powstanie miasteczko dla Hugenotów, którym od razu zleci się budowę kanału transportowego do Kassel. Miasteczko w szerokim i gościnnym geście powstało na planie geometrycznym w proporcjach dwóch do trzech (wysokość, szerokość i długość), co jest przyczyną wrażenia, że jest się gdzieś w śródziemnomorskiej Francji. Najciekawiej jest na rynku, który jest basenem wodnym, niestety, przez ostatnie lata pustym i zaniedbanym. Dzisiaj zastajemy maszyny budowlane oraz informację, że planowane jest przywrócenie świetności i ponowne otworzenie kanału wjazdowego do Wezery. Nietrudno sobie wyobrazić małe stateczki i żagle przed ratuszem.
Sieburg zostało w 1717 roku przemianowane na cześć landgrafa Karola na Carlshaven, dzisiejszą nazwę Karlshafen miasteczko otrzymało w 1935 roku. W międzyczasie hugenot Jacques Galland odkrył pokłady wód solankowych (1730 rok), z którego to faktu miejscowość profituje do dziś. Najpierw handlowano solą, a w 1763 roku powstały pierwsze tężnie. Pierwszy dom zdrojowy otwarto w 1838 roku i w roku 1977 Karlshafen otrzymało tytuł Zdrój (Bad). Dzisiaj można zanurzyć się w solankowych wodach w otwartych w 2004 roku termach. Przeżycie godne polecenia, cały kompleks jest nie tylko słony i ciepły, ale można jeszcze rozkoszować się np. sauną w stateczku na Wezerze.
Bad Karlshafen zawsze przyprawiało moje serce o szybsze bicie z nieznanych mi w ogóle powodów. Czy ta francuskość w atmosferze, czy rozkosz ciepłych wód i saun, czy jedzone tutaj kiedyś calzone, które było doskonałą alternatywą do starej śpiewki (o której pisała Osiecka). Może wszystko razem, a może zupełnie inne wpływy sprawiają, że czuję do tego miejsca tzw. mięte.