Jaskinia wróżek, kadź Diany, tysiące soplowatych stalaktytów i stalagmitów, zakamarki, jeziora, efektywne oświetlenie i muzyka klasyczna grana przez najprawdziwszych muzyków na łodziach – czyż nie brzmi to wszystko fascynująco? Gdy dodać do tego, że tutaj piraci składali swoje łupy pod łapy smoka, który miał je pilnować i że tutaj miał zostać ukryty i nigdy nie odkryty skarb templariuszy to robi się ekscytująco. Historia paru Katalończyków, którzy w 1878 roku zagubili się w czeluściach jaskini grawerując na ścianie zdanie „No hi ha esperança“ („nie ma już żadnej nadziei”), by później o cudach opowiadać, ale bez możliwości podania dokładnego planu jej wnętrza dodaje pikanterii, a pomysł Juana Servera Campsa przynoszący świetne dochody wzbudza podziw. Camps skorzystał z ówczesnych przepisów (mowa o roku 1922), według których jaskinie należały do właściciela ziemi, na której znajdowało się do nich wejście. Camps zakupił teren, doprowadził do jaskini drogę i wybudował schody, w 1934 roku urządził parę prywatnych przedstawień muzycznych i baletowych, założył oświetlenie i na podziemne jezioro wypłynęły łodzie z muzykami, za którymi podążały dwie inne z widzami. Rok później Coves del Drac została oficjalnie dla turystów otwarta.
I tak zostało do dziś. Magnes dla komercji. W sezonie wpuszczane są w godzinnych odstępach tłumy, które przechodzą przez fantastyczne groty, mając przed oczami nieziemskie formacje, do widowni i zasiadają na niezliczonych krzesłach. Dwie podświetlone łodzie z muzykami płyną i grają, a co wytrawniejsi widzowie próbują zachować ciszę i nie klaskać przedwcześnie, co średnio się udaje. Po dziesięciominutowym koncercie można wyjść mostkiem na własnych nogach, albo dać się podwieźć łódką. Na bardziej indywidualne podejście do tego niewątpliwego cudu natury nie ma czasu.
Przyjechaliśmy do jaskini rano i na nasze szczęście. Grupa była duża, ale nie aż taka, jak następna. Cały kompleks nastawiony jest na zarabianie pieniędzy. Uciekamy szybko nad morze oglądając Majorkę taką, jakiej się baliśmy – miejscowości uśpione jeszcze, składające się tylko i wyłącznie z hoteli i gastronomicznych (oczywiście teraz zamkniętych na cztery spusty) lokali. Wyspa, która dla każdego ma coś miłego;-)