Na świecie jest wiele nie dokończonych domów. Powody bywają różne. A to ktoś wyjechał, nawet umarł, pokłóciła się rodzina, albo zwyczajnie zabrakło pieniędzy.
Nigdy jeszcze jednak nie spotkaliśmy niedokończonego kościoła. Rozpoczęty i zarzucony projekt świątyni w środku miasteczka jest ewenementem na światową skalę. Neogotycki budynek pomimo swojej lokalizacji jest mało widoczny z ulicy i zaskakuje gabarytami. Ściany wyciągają się w świątynnym kształcie strzeliście do nieba, a brak dachu wrażenie wysokości powiększa.
W 1905 roku kataloński architekt Joan Rubio i Bellver, bliski współpracownik Gaudiego, otrzymał od gminy Son Servera zlecenie wybudowania nowego kościoła w stylu neogotyckim. Budowa trwała do 1929 roku i została ostatecznie zarzucona z powodu braku finansowych środków. Wszelkie próby dokończenia projektu kończą się odmową urzędu, który obawia się utraty wyjątkowości. Dziś świątynia w takim stanie fascynuje, dla wielu jest awangardą, a ze względu na sposób wykorzystania doskonałą teatralną sceną. Wszystko to nie byłoby możliwe, gdyby doprowadzono projekt do końca. Esglesia Nova stałby się kościołem jak wiele innych na świecie.
Przyznajemy gminie rację. Jest coś niesamowitego w tym budynku z jednej strony wyglądającym jak ruina, z drugiej wyraźnie wykorzystywanym do zgromadzeń religijnych i kulturalnych. Ołtarz, scena, krzesła i gruchot gołębi spotęgowany formą nieograniczonych dachem ścian. Fauna, która wspina się bez przeszkódū w górę i wolność odwiedzających wnętrze ptaków. Gra światła na ścianach i niespodziewany podmuch wiatru.
Wstęp jest bezpłatny. Akurat nikogo poza nami tutaj nie ma.