Legenda:
Dawno, dawno temu, gdy jeszcze rzeka Kinzig nie wpływała do Menu, ale ginęła w okolicznych bagnach, przybył do Schlüchtern szary człowieczek und zaglądając do paru chat prosił o chleb i nocleg. Przeganiano go jednak, a nawet bito. Uciekł więc w stronę lasu i o zachodzie słońca dotarł do pobliskiego Bernhardswald, gdzie mieszkali olbrzymi z żonami i dziećmi, które były tak duże jak najwięksi ludzie.
Szary człowieczek przerażony tytanami już chciał uciec, gdy ci przywołali go do siebie, częstując jedzeniem i piciem. Przygotowali mu jeszcze nocleg ścieląc miejsce trawą i mchem. Następnego dnia szary człowieczek przed wyruszeniem w dalszą wędrówkę zwrócił się do swoich gospodarzy i dziękując za gościnę obiecał spełnić jedno ich życzenie. Najstarszy z olbrzymów powiedział: ”prosimy o to, byśmy nigdy nie umarli i zawsze mogli żyć w tym lesie”. Szary człowieczek miał tylko jeden warunek: że nie opuszczą tej góry. Olbrzymi żyją w okolicznych lasach do dziś, a ich domy znajdują się w skalnych masach rozsypanych po zboczu. Posiłki spożywają przy Dzikim Stole, a ich duże, piękne kobiety w księżycowe noce fruwają po okolicy. Ich dzieci opiekują się dziećmi ludzi, gdy te szukają w lesie jagód. Olbrzymi najlepiej bawią się w czasie wichur i burz, ale lubią też kwiaty. Tym, którzy szukają lekarstwa chętnie pokazują zioła i pomagają znaleźć drogę zagubionym. Biada jednak złym ludziom, którzy na powitanie dostają razy w policzek.
Bracia Grimm:
Jakob i Wilhelm często towarzyszyli swojemu ojcu w pracy i gdy ten przyjeżdżał do Schlüchtern, żeby w ratuszu przyjmować interesantów, bawili się w ogrodzie z dziećmi Stickla, właściciela tutejszego zamku.
Dziś:
Zatrzymujemy się przed klasztorem, którego początki mają sięgać 750 roku. Lekko zatopiony w nadciągającym wieczorze szarzeje wraz całym światem na tle podobnie zabarwionego nieba. Cicho i prowincjonalnie, a dawno temu kwitł tutaj humanizm i nabrzmiewała reformacja głównie dzięki przeorowi klasztoru Petrusowi Loichiusowie, który w 1540 roku zamienił klasztor w szkołę dla kleryków. Z niej powstała szkoła łacińska, a później działające do dziś gimnazjum. Petrusa odwiedził sam
Filip Melanchton, który mu w tym doniosłym przedsięwzięciu doradzał.
Zaglądam do środka byłego klasztoru i słyszę muzykę. Nasycone historią i wiedzą mury toną i w mrokach historii i w ponurości dzisiejszego wieczoru. Stamtąd idziemy do małego średniowiecznego zamku, w którym znajduje się muzeum, zamknięte oczywiście o tak późnej porze. Można w nim podziwiać m.in. grafiki brata braci Grimm – Emila. Niedaleko ma znajdować się urocza mała uliczka Linsengasse, którą poleca nam napotkany przechodzeń. Rzeczywiście, uliczka jest wprawdzie bardzo krótka, ale niezmiernie urocza i od razu zazdroszczę wszystkim, którzy przy niej mieszkają.
Dzień chyli się ku końcowi, więc czas pojechać… dokąd?
Na baśniowym szlaku, wbrew pozorom, wcale nie tak łatwo o nocleg. Nie chcemy rezerwować z dużym wyprzedzeniem, mamy ochotę na spontaniczność i często rano nie wiemy, gdzie będziemy spać. Wybór niewielki, czasem o wiele za drogi, czasem nieprzyzwoicie, jak by to określić…. banalny. Potencjał duży, ale jakoś tak niewykorzystany i doskonale pasujący do zachodniej części Niemiec. Dzisiaj kierujemy się w stronę Rabenstein, gdzie czeka na nas … kontener. Niezwykle przyjazna rolnicza rodzina, która oprócz hodowli krów zapragnęła swojego małego okna na świat. Akurat w Hesji pewna kobieta wpadła na pomysł, którym umożliwia rozwój, nową zawodową drogę, bądź zabawę, gdy pragnie się zmian. W systemie klockowym zaprojektowane kontenery, które można postawić u siebie w ogrodzie (wymagana powierzchnia 250 m²) i zapraszać do nich turystów. Gdy przyjeżdżamy późnym wieczorem ze stodół wychodzi parę zaciekawionych ludzi, a córka gospodarzy daje nam klucz i przyjmuje zamówienie na śniadanie. Trzy kontenery położone na tyłach w świetle gwiazd prezentują się romantycznie. W środku jest czyściutko, pachnie drewnem i przygodą. Ogromne okna obiecują piękny widok o poranku. I rzeczywiście tak jest. Kozy, łąka i lasy na horyzoncie. Z przodu. Z tyłu, za ścianą jest już zupełnie inaczej. Jak to u rolnika;)