W Morelii jest wesoło. Kolorowo, radośnie, z proporczykami i muralami na placu przed kościołem pw. św. Augustyna. Dodatkowo ciepły, trochę pudrowy róż zabudowań wokół starówki rozgrzewa nareszcie zdrowe serca. I klown na zocalo, który rozśmiesza zgromadzonych wokół siebie rodaków. Wchłonięci w atmosferę, w beztroskę, w barwny tłum nie możemy oderwać oczu od kreatywności ulicznych artystów, od zieloności i błękitu, którymi wita nas główny plac miasta, od stojącej na nim dostojnej barokowej katedry, od ludzi w takichże barokowych strojach, którzy jak gdyby nigdy nic przechadzają się po ulicach miasta. Rynek otoczony jest z trzech stron domami z krużgankami. Jakie to robi wrażenie! Wcale się nie dziwię, że tyle tu ludzi. Jaka to przyjemność spędzać czas we własnych czterech kątach, gdy można pozwolić pieścić się promieniom słońca tutaj i czuć przy tym pozytywny puls miasta? Stanowić kroplę tej żywotnej przestrzeni, w której wszyscy zdają się dobrze bawić? Centrum Moreli jest od 1991 roku wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO za świetnie zachowaną kolonialność, a ja uważam, że mieszkańcy powinni dostać pierwsze miejsce za tworzenie pogodnej atmosfery.