Dzisiaj wszystko się przelicza – wartość portfela, nieruchomości, śledzących profil na społecznościowych mediach, lików. I liczy się ilość – najwięcej, najszerzej, najwyżej, najczęściej w końcu najgłośniej. Zatrzymać się nad małym i skromnym sukcesem? Dwa kraje zobaczyłeś? A ja 60! Nikt nie śledzi twojego bloga? Zobacz a ja mam polubień 100! A wiesz kto mieszka w Naudorfie? Kto? Jest na instagramie? Zdobył jakiś tytuł? Ma facebook? Był tam ktoś ważny? Czym się może pochwalić?
Niczym.
Zbiera to, co ty wyrzucasz i buduje sobie dom, o którym marzył od dzieciństwa. Ma instagram i internetową stronę, ale to sceny do wyśmiewania się z tego, co ty uważasz za ważne. I nie oceniaj tego zbyt pochopnie. On używa prześcigających się w pysze kanałów, żeby trafić do Ciebie, do środka, w którym jest i serce i zwyczajność. Używa w stopniu minimalnym. Mówi, że nie jest ani bogaty, ani pomysłowy, artystą też nie jest i nie uda ci się go do żadnej szufladki zakwalifikować. „Przepraszam, gdzie znajdę ubikację” - „Przeprosiny przyjęte, szukaj dalej”.
Pałac Lilllliput to przekonanie, że królem może zostać każdy i wszędzie. I to niezależnie od opinii innych. A może nawet wbrew niej. To mozolna walka najpierw z biurokracją, a później niezadowolonymi sąsiadami. To skrzek społecznego niezadowolenia, że inny, że wariat, że po co to komu. A że odpowiedź nieustannie brzmiała: po nic, w końcu się poddano. Udzielono zezwoleń, sąsiad na chwilę zamilkł, a społeczeństwo, które nie lubi innych, zaczęło przyglądać się kolorowemu światu za zwariowanym murem. Przez dziesięć lat powstał cud, od którego najpierw kręci się w głowie. A po chwili nie. Po chwili ogarnia gościa uczucie wdzięczności i błogości. Spełnione marzenie o wolności w swoim domku, o kawałku podłogi, na którym nikt ci nie mówi, co masz robić. A robisz co chcesz i tworzysz bajeczny świat alegorii, ironii, pośmiewiska, żartu, drastycznego porównania, skoncentrowanego szyderstwa, ale i odpoczynku, relaksu, zadumy np. na psim cmentarzu, na którym dla dwóch żyjących psów właściciela już przygotowane są groby. Jego, właściciela, trumna w towarzystwie sprawnej gilotyny, też jeż, roznegliżowane panie umilają atmosferę, jak i tron, na którym można zasiąść i założyć sobie koronę. Jest również piec chlebowy, jak najbardziej użytkowany, wyłożony złotymi centami. Fallusy i aniołki, schody do nieba i żyrafa. Jest i on we własnej osobie, autor tego świata, który okazuje się być ciepłym, dowcipnym człowiekiem, z którym można rozmawiać bez końca. Pokrewieństwo dusz, mój człowiek, ciepła dłoń i roześmiane zdjęcia.
Jego żona stoi przy wejściu i zbiera od chętnych po pięć euro za wstęp. Dzieci, psy i od osiemdziesiątki wzwyż (ale tylko w towarzystwie rodziców) wstęp bezpłatny. Dom otwierany jest raz w miesiącu na dwie godziny. Najczęściej od 9 do 11, czasem od 14 do 16.
Schloss Lilllliput