Powrót na Niemiecki Szlak Baśniowy zaczynamy z przytupem i z buta. Po trzygodzinnych autostradowych wojażach kierujemy się najpierw do Bad Wildungen na prośbę właściciela willi, w której spędzimy trzy noce i legitymujemy uwalniając jednocześnie człowieka od zawodowych obowiązków w niedzielne popołudnie. Stamtąd kierujemy się w stronę jeziora Edersee, by wyruszyć na szczyt wzgórza Daudenberg. Tego trzeba nie tylko nogom, ale przede wszystkim głowom. Od punktu widokowego na pięć jezior (które jednak słabo albo wcale widać) leśną drogą wspinamy się w górę. Las jest piękny, chłodny, nasycony i zielenią i owadzim życiem. Docieramy do morza kamieni, które przed tysiącami lat staczały się ze zbocza zastygając w końcu w samym środku akcji. Ledwie dostrzegalna ścieżynka prowadzi nas pod ogromny głaz, który okazuje się być … głową mężczyzny. Zapatrzony w dal, niezmieniający perspektywy, pogodzony z losem, cieszący się długą chwilą. Parę kroków za nim ktoś przybił tabliczkę z informacją, że to miejsce odpoczynku Waltera. Kamienna ławka i widok, który spełnia swoją rolę doskonale – zabiera wszystko, z czym się jeszcze przed chwilą borykaliśmy i otwiera na nowe doświadczenie wakacji.
Stamtąd jedziemy do term w Bad Wildungen. Trzeba zarezerwować bilety telefonicznie. Informują nas wprawdzie, że dostaliśmy trzy ostatnie miejsca, na basenach okazuje się, że gości można policzyć na palcach jednej ręki. I znów – chwilo trwaj:)