„Całonocna podróż pociągiem z Warszawy. 15 lipca rano wysiedliśmy na przystanku w osadzie Ruciane. Już czekał na nas leśniczy. Młody, milkliwy mężczyzna. Spłowiałe jasne włosy, niezwykle niebieskie, ale też jakby przyszarzałe. Bardzo wysoki, chudy, garbił się nieco. Wskazał nam miejsce w rozłożystej, wygodnej łodzi i ruszyliśmy. Silnik perkotał miarowo, łódź płynęła dostojnie po pustym jeziorze. Przed dziobem rwały się ospale kaczki, dzikie gęsi, a dalej za trzcinami aż po horyzont we wszystkich stron stał gęsty, czarny, nieruchomy las. Zacumowaliśmy u podnóża wysokiej skarpy szczelnie porośniętej starymi dębami, lipami, olchami. Po przejściu kilkudziesięciu stopni rozchwierutanych schodów, stanęliśmy na podwórzu dużego zapuszczonego gospodarstwa. Kilka domów z czerwonej cegły, największy gęsto porosło dzikie wino, w każdym z dziesięciu okien czerwieniły się pelargonie. Na stromym dachu stodoły tkwiło wielkie bocianie gniazdo. Część gospodarczą od mieszkalnej odgradzał krzywy rozlatujący się płot. Dalej, z jednej strony stał las, z drugiej migotało jezioro. Najbliżej leśniczówki, za sadem rozciągało się niewielkie pole ze zbożem i kartoflami. Na ganku stała matka Stanisława, niemłoda już kobieta, posiwiała, w chuście na głowie, nerwowo wycierająca w fartuch ręce”.
Kira Gałczyńska „Zielony Konstanty“.
Aleją Nieznanego Poety idziemy do poety poznanego w szkolnej ławce. Do jego zacisza, do miejsca, w którym leczył rany – twórcze, polityczne, zdrowotne. Pokiereszowany po wojnie, został pupilkiem komunistycznej władzy, by dostać zakaz druku, gdyż, jak powiedział Adam Ważyk, należało „ukręcić łeb temu rozwydrzonemu kanarkowi, który zagnieździł się w jego wierszach”. A on po dwóch zawałach, w stanie depresyjnym i z alkoholowymi ciągami w Praniu właśnie szukał ukojenia.
Znalazł snującą się po polach mgłę i studentów, którzy pili z nim wódkę rozmawiając o literaturze i życiu. Wielki Poeta miał o czym opowiadać, to w końcu on był autorem Teatrzyku Zielona Gęś, w którym błazeńsko przedstawiał cechy swoich rodaków kumulując je w Hermenegildzie Kociubińskiej, Alojzym Gżegżółce, Fafiku, Osiołku Porfirion, Piekielnym Piotrusiu, Profesorze Bączyńskim oraz Chórze Polaków i głosie Społeczeństwa. Notabene jakie to dziś na czasie, żarty Gałczyńskiego na temat przesadnej naszej dumy, wiary w tradycję i skłonności do idealizacji historii.
Wracając jednak do studentów, to po śmierci poety w młodym wieku 48 lat (trzeci zawał serca) stworzyli oni pierwszy w Polsce Studencki Teatr Satyryków czyli słynny STS. I kontynuowali niejako dzieło Poety – i w piciu i tworzeniu groteski na rodaków temat.
Poeta wita nas siedząc na pniu, a zielona gęś wyrywa się do lotu. Jej koleżanka prawie bliźniaczka przywiązana jest do nogi biurka pisarza, gdyż podobno jej poprzedniczka została skradziona. W Leśniczówce Pranie znajduje się Muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, niezwykle urocze miejsce, w którym czuć ducha tamtego pobytu. Liryczne piosenki, namiętne erotyki, zielone wiersze, które tutaj powstały i poemat „Niobe” właśnie tu ukończony. Do dziś Pranie inspiruje, przyjeżdżają do leśniczówki poeci i aktorzy z wierszami, piosenkarze z koncertami i recitalami, a sceneria, w której się to odbywa jest czarująca.
I idziemy na spacer przez las zatrzymując się na chwilę na skarpie z widokiem na Jezioro Nidzkie. I nagle pada deszcz.