Powiedział nam, że przez trzydzieści lat mieszkał na górskich halach w Allgäu. A teraz jest właścicielem zamku w Hesji na spółkę z czterema innymi osobami.
Najpierw jednak staliśmy przed bramą do zamku zamkniętą na cztery spusty i ogromnie żałowaliśmy, że nie uda się nam wejść do środka. Jakbyśmy czuli, że warto. Próbujemy jeszcze znaleźć jakieś informacje w internecie i rzeczywiście docieramy do numeru telefonu. W tym samym czasie ze stojącego naprzeciwko samochodu wychyla się budowlaniec i mówi, że tam zawsze ktoś jest i żeby zwyczajnie wejść. Jednocześnie otwieramy bramę i rozmawiamy z mężczyzną, który mówi, że dziś wprawdzie wszystko (czyli mała kawiarnia i sklep zielarski) zamknięte, ale posiadłość obejrzeć możemy.
A jest ona przepiękna. Zamczysko od razu sprawia wrażenie tajemniczego i nie do zdobycia, grube i wysokie mury otoczone są kwitnącymi kwiatami i soczystą zielenią krzewów. Do tego jeszcze fosa pełna wody i urocze zabudowania wokół.
Mężczyzna w kapeluszu z uśmiechem podchodzi do nas i wirusowo zachowując dystans serdecznie pozdrawia. Ma posturę i zachowanie guru. Czarujący i urzekający opowiada, że uprawia się tutaj zioła, przyjmuje letników w tzw. domu szwedzkim, że mieszka z nimi masażysta, ktoś inny uprawia jogę i że można też zawrzeć w zamku ślub. W międzyczasie podchodzi do niego jakaś kobieta, na którą nie zwróciliśmy uwagi, co najwyraźniej ją lekko zabodło. Zdenerwowana wróciła, jak się za chwilę okazało, do kuchni, a mężczyzna zaprosił nas do środka zwracając jeszcze uwagę na dwa jelenie znajdujące się przy wejściu na most. Zostały zrobione w Praskiej Akademii Sztuki i podarowane w 1993 roku przez Vaclava Havla. Niestety pan nie wiedział dlaczego. Jaki mógł mieć powiązania Havel z małą wioską Nassenerfurth w Hesji?
Zamek ma bogatą przeszłość i dokładnie nie wiadomo kiedy powstał. W 1598 roku posiadłość przejęła rodzina von Baumbach, która pozostała w jej posiadaniu aż do 1990 roku. Zniszczony w 1631 roku przez wojska Ligi Katolickiej, pięć lat później przybyły wojska polskie, które nie oszczędziły mu dalszej dewastacji. Wykaraskał się z tego z trudem i mozołem, ale w końcu przez kolejne długie lat służył i swoim właścicielom i wsi, której dawał zatrudnienie. Po drugiej wojnie światowej wywłaszczony przez ponad 40 lat był opuszczony. I dopiero w 1990 roku zawiązała się spółka z.o.o., która zajęła się jego remontem. W tym momencie znikąd pojawia się Havel ze swoimi jeleniami, a od 2002 roku małżeństwo, które przejęło zamek w posiadanie. Gdy jedno umarło, drugie nie poradziło sobie z samotnym prowadzeniem domu i tu pojawia się mężczyzna, który zabrał nas do siebie na salony.
Zajrzeliśmy potem do ziołowego ogrodu, gdzie jakiś Francuz w ramach wwoofingu zbierał plony. Obejrzeliśmy zamek od tylnej strony umierając z wrażenia jeszcze bardziej i opuściliśmy gościnne miejsce zaglądając na teren wiejskiego ewangelickiego kościółka. Otoczony ściśle domami, z których ludzie mogli siedząc u siebie celebrować nabożeństwo.
I dopiero wieczorem poszukałam informacji na temat obecnych właścicieli zamku. Otóż mężczyzna, który miał wieść górskie życie, okazał się być reżyserem i aktorem Otto Kukla, a kobieta, która trochę zdenerwowała się na brak naszej na jej przyjście reakcji, jego partnerką, również aktorką Bettiną Hauenschild. Ona właśnie jest bardziej znana w świecie telewizyjnym, gdyż grała w niemieckich serialach, ale jej ogromną pasją jest medycyna naturalna, którą to pasję tutaj właśnie uprawia. Można przyjechać i zakwaterować się w szwedzkim domu, uprawiać zioła bądź jogę, ale dać się wymasować. Odbywają się koncerty i odczyty, a w planach jest mały teatr, gdyż na brak aktorskich i reżyserskich sił nie można w tym miejscu narzekać. Trzymamy kciuki i przepraszamy za kulturalny dyletantyzm. Urazić artystę to duży afront.