Nie lubicie burz? To jedźcie do Kutna!
Może spotkacie Mikołaja, który organizował tutaj jarmarki?
Może Napoleon Bonaparte przewinie się w poświacie bądź mgle woli zwycięstwa?
A może Szalom Asz będzie się bawił na placach swojego dzieciństwa?
A może uda się Wam zobaczyć tańczącego w pałacu w Parku Wiosny Ludów noblistę Henryka Sienkiewicza? Taka scena – sami mężczyźni wirujący na sali, a do okien z zewnątrz przyklejone damy chciwie wypatrujące słynnego pisarza!
A może przyjrzycie się krzątaninie Aleksandra Prokowskiego układającego książki na półkach w pierwszej księgarni w mieście?
A może zawstydzicie przed Charlsem de Gaullem, tutaj instruktorem francuskiej misji wojskowej, musztrującym na poważnie i dosadnie?
A może weźmiecie udział w Bitwie nad Bzurą, a potem przytulicie do pomnika i muzeum tego wydarzenia? Zadrżycie przed kolejną śmiercią, przed zranieniem?
A może dostrzeżecie cienie Żydów, którzy ze smutkiem, ze łzami, z ranami od bicia bezszelestnie wciąż się przemieszczają w stronę podstawionych wagonów towarowych, by udać w nieznaną, ale doskonale wyczuwalną ostatnią drogę?
A może poczujecie zapach róż? Może Bolesław Wituszyński pokaże się Wam w swojej najlepszej hodowlanej krasie i da zanurzyć w różanym dostatku i dobrobycie?
A może usłyszycie wrzask tysięcy nieustannie zabijanych świń w największej ubojni w Polsce? Skowyt instynktu i woli przeżycia...Smak gulaszu i niedojedzonego kotleta na talerzu.
Kutno sprawia zawsze na mnie wrażenie, jakby było niedokończone. W dzieciństwie w jakiejś lodziarni jadłam najlepsze socjalistyczne lody pomiędzy szarymi blokami. I zaczytywałam się książkami, które dla zwykłego człowieka były niedostępne, tylko dlatego, że ciocia miała w księgarni znajomości. Nienawidziłam za to budynki PGR-ów. Smród się stamtąd wydostający przekręcał mi żołądek, który i bez tego miał problemy z przyjmowaniem tzw. zdrowego, wiejskiego jedzenia. Kutno otoczone rolnictwem jak drzewo korą, syte dzięki temu, pełne towaru na wymianę na targowisku, które znajdowało się na środku miasta. Pamiętam tamtejsze błoto i opowieści o znanym polskim piosenkarzu, który po koncercie miał biegać pijany wokół fontanny na rynku. Pamiętam ciszę przestrzeni, gdy tylko opuszczało się granice miasta.
Dzisiaj nic się nie zmieniło. Miasto róż i skowytu trzody chlewnej. Rolnictwo i korzystająca z tego arystokracja. Człowiek i wydane na jego pastwę zwierzę. Osierocone domy po Żydach, którym nie dane było dokończyć właśnie tutaj swojego żywota. Jakieś niedopowiedzenie w powietrzu i smuga smutku w atmosferze. Z zapachem róż.