Najpierw trzeba zobaczyć zdjęcia. Nieoczekiwane pozy, jak na starą, średniowieczną wioskę. Pozy pełne gotowości i napięcia, pozy stojących i na czatach i na głowie, pozy zamyślone i pozy pewne siebie. Powyginane ciała, jakby przeszywał je nieznany bieg miejscowej historii.
Niewiele wiadomo o Dahnsdorf. Że wspomniano o nim po raz pierwszy na początku XIII wieku, że nazwa pochodzi od imienia bądź nazwiska jakiejś osoby, że miało 55 włók (średniowieczna miara powierzchni). Na środku wioski stoi piękny kościółek z polnego kamienia, a niedaleko niego schowana pośród drzew stara rycerska posiadłość z dworem i zabudowaniami gospodarskimi onegdaj poszerzonymi przez socjalizmu realizm. To właśnie na tym terenie odkrywamy pozy i ciała, które próbują wyrazić sobą coś. Niektórzy ekspresją ogarniają myśli, inni uczucia, jeszcze inni ujarzmiają fantazję. W starej oborze przytula się tancerka do betonowej podłogi i zaklina widzów na długą chwilę w bezruchu zdumienia. „Festiwal dla przyjaciół” odbywa się corocznie, wielu rozbija pośród owocowych drzew namioty i zostaje na całe cztery pełne programu dni.
Nam spieszno do zachodu słońca na starym torowisku, które oglądamy w towarzystwie rdzy, czerwonego i białego krasnala oraz różowego zająca.