Ten moment na Monte Titano! Ten moment, gdy ma się pod i przed sobą najstarszą republikę świata! Kraj, który cztery razy ekskomunikowany nie ugiął się pod kościelnym naporem. Paradoksalnie założył go pustelnik i asceta z Dalmacji, Maryn, który tutaj właśnie, na tym szczycie, schronił się przed prześladowaniem chrześcijan. Maryn miał równie pobożnego kolegę, Leona, z którym pracował po przybyciu do Włoch w porcie w Rimini przy przeładunku towarów. Za oficjalną datę powstania San Marino przyjmuje się dzień pierwszego września 301 roku, gdy Maryn założył na tej górze wspólnotę religijną i wybudował mały kościółek pw. św. Piotra. Modlił się i pościł z Leonem na tyle skutecznie, że obydwóch uznano za świętych. Nie posłużyli jednak za wzór swoim przełożonym, następcom, biskupom i papieżom, którzy przez kolejne stulecia ostrzyli sobie na ten malutki skrawek ziemi zęby. Gdy Maryn umierał, wypowiedział zagadkowe z pozoru zdanie: „Relinquo vos liberos ab utroque homine” („zostawiam was wolnych od obu mężczyzn”). To afirmacja wolności. To NIE i dla cesarstwa i dla państwa kościelnego. I tego się San Marino trzymało.
Przez pierwsze stulecia najlepszą ochroną przed wrogami był … brak sławy. Od X wieku ruszyła jednak budowa twierdzy (powstały trzy na trzech wzgórzach), a republika postanowiła całkowicie uniezależnić się od dostawy wody i zaopatrzyła w ogromne kamienne cysterny. Około roku 1200 dokupiono okoliczne ziemie dla wciąż rosnącej społeczności. W 1243 roku po raz pierwszy wybrano dwóch Capitani Reggenti jako jednego szefa państwa, który to dualny system zachował się do dziś. Każdy mężczyzna pomiędzy 14 a 60 rokiem życia mógł być powołany na wojnę. Najstarszy ręcznie pisany kodeks pochodzi z roku 1292 i z niego dowiadujemy się, że w San Marino wyrzucanie śmieci i wylewanie pomyj na drogi było karalne. I właśnie w XIII wieku zaczęli zgłaszać się okoliczni biskupi po, z ich punktu widzenia, należące się im podatki. Pierwszą ekskomunikę na to malutkie państewko nałożył w mamonowym gniewie papież Innocenty IV. Kolejne trzy dołączały do kolekcji przez następnych 100 lat. Na nic się to nie zdało. Toczące się walki i o niepodległość i niezależność od kościoła zakończyły się zwycięstwem. San Marino podpisywało różnorakie umowy i odpierało ataki zawsze w myśl słów swojego umierającego świętego. Ostatnia wojna zakończyła się w 1463 roku i wtedy też po raz ostatni nastąpiło poszerzenie terytorium. Później broniono się tylko i z dumą potraktowano dowody uznania od samego Napoleona. Ten porażony historyczną nieugiętością republiki przesłał dwie armaty, parę wozów zboża i zaproponował ziemie aż do morza. Sanmaryńczycy armaty odesłali, powiększenia państwa odmówili, przewidując, że przyniesie to stałe konflikty z sąsiadami, zatrzymali tylko zboże w trosce o siebie samych. W 1865 roku jako pierwsze do dziś istniejące suwerenne państwo europejskie zniosło karę śmierci, którą po raz ostatni wykonano w 1468 roku. A dziś San Marino należy do najbogatszych państw świata, pozbawione długów i z najmniejszą stopą bezrobocia na całym globie. Jest handlowym rajem dla turystów, strefą wolnocłową, która przyczynia się do nieustannego strumienia przybywających, chcących zaopatrzyć się w tańsze co nieco.
Pobyt w San Marino otulony jest mgłą i skropiony lekkim deszczem. Nic to, wolności przez to nie ubędzie i wiary w rozsądek też nie. Gdyby w średniowieczu ludzie wiedzieli, że straszenie piekłem i szatanami może przynieść efekt inny od zamierzonego, być może historia potoczyłaby się innym torem. Tutaj łatwiej poczuć, że wiara to jedno, a pazerna instytucja to drugie. Nie mamy bladego pojęcia ile ta zachłanność pochłonęła ludzkich istnień – dosłownie, ale i psychicznie. Ile zniszczonych żyć, złamanych charakterów, zagubionych dusz.
Wspinamy się pod górę podziwiając wszystko – widoki, architekturę, urocze uliczki, parki, sprzedawców, którzy cierpliwie czekają w swoich sklepikach na klientów. Katedra poświęcona pamięci św. Maryna stoi w miejscu jednego z pierwszych kościołów. Ozdobiona jest kolumnami w stylu korynckim. W jej wnętrz stoi fotel kapitanów-regentów i srebrna urna z domniemanymi prochami św. Maryna. Tuż obok stoi dzwonnica z 600 roku i malutki kościółek św. Piotra, w którego apsydzie znajdują się dwa wgłębienia. Podobno tutaj spali przyjaciele Maryn i Leon. Przy Piazza della Liberta znajduje się ratusz, którego fasadę zdobi dziewięć herbów Zamków wchodzących w skład republiki. Pod tym właśnie placem jest cały kompleks cystern, gromadzących deszczówkę na potrzeby miasta. A na środku stoi Statua Wolności. Na końcu docieramy do twierdzy La Rocca o Guaita. Szczyt wolności i niezłomności. Uczucie, którego nie da żaden wolnocłowy zakup. Podatki, bogactwo, samo życie krezusa przeminą – a suwerenność nie.