Wracamy do
Tornower See. Bo tak działa na nas
ten szlak. Wracamy często już następnego dnia, albo parę dni później i zagłębiamy się w okolicę, zasysani obrazami, historiami, jakimiś znakami mamiącymi i obiecującymi wypieki na policzkach. Dajemy się wciągać jak ćmy w gorące światło i często drżymy a to z zachwytu, a to ze strachu, a nawet przerażenia. Dzisiaj nad Teupitzer See pochłania nas jesienne piękno rozognione różami i puchatymi trawami podświetlonymi spektakularnie ciepłym październikowym słońcem. Płomienna ściana drzew i kamienne serce leżące w przydrożnych szarościach. Metafora?
„Służył chorym, Niemcom i Rosjanom, cywilom i żołnierzom, słyszał wybuchy bomb i krzyki, przekleństwa oraz radość, widział i spocone i dumne twarze, po czym zatonął w ciszy”.
Dla tej wieży z kominem wracamy na szlak, by po chwili z niego zboczyć. Dla budynku widocznego z daleka, skrawka brandenburskiej architektury dumnie prężącego się ponad lasem na wzgórzu. Łatwo się domyśleć, że trochę oszukuje, że robi tylko wrażenie, że gra swoją rolę od 1908 roku najlepiej jak umie.
Projekt szpitala dla psychicznie chorych w stylu pawilonowym w Teupitz narodził się 3 czerwca 1904 roku. Nie tylko bardzo nowoczesny socjalnie, medycznie i architektonicznie, ale przyczyniający się do powstania nowej dzielnicy miasteczka nazwanej Wätersdorf z własną szkołą, hotelem i pocztą. Uroczyste oddanie do użytku nastąpiło 26 listopada 1908 roku. 1050 miejsc, a do tego cały kompleks: budynek zarządu, kuchnia, maszynownia i warsztaty, budynki gospodarcze, ogródki, cmentarz z kaplicą i osiedle dla pracowników z 52 mieszkaniami. W czasie I wojny światowej szpital służył za lazaret, a po wojnie nie przetrwał kryzysu i został na krótko zamknięty w 1923 roku. W latach 1924-31 otwarty ponownie przyjął 1500 pacjentów, a od roku 1939 wdał się w śmiertelny taniec nazistów. Dyrektorzy placówki: 1934-38 Dr. Noack, 1938-39 Dr. Heinrich Ehlers, 1939-45 Dr. Felix Großmann należeli potulnie do NSDAP i wbrew przysiędze Sokratesa nie sprzeciwiali się rasistowskim ich poglądom. Nie ma nigdzie nawet jednego śladu ich protestu czy zgłaszanych wątpliwości. Wprost przeciwnie – w 1939 roku szpital włączono w eutanazyjny program, a na przełomie lat 1940/41 w akcję „T4”, podczas której wysterylizowano 1439 pacjentów, a 1884 uśmiercono. Powierzonych medycynie, nadziei na wyzdrowienie, polepszenie stanu zdrowia czy zrozumienie zwyczajnie jednym gestem tutaj zgładzono. W 1945 roku na 155 zatrudnionych szpitalnych pracowników 108 należało do NSDAP, z czego 71 uznano za współwinnych, a 10 zwolniono z pracy. O losie wyżej wspomnianych dyrektorów wiadomo, że np. Großmann zginął w sowieckim więzieniu, ale już inny lekarz, niejaki dr Karl Sitzler uciekł do BRD.
Po II wojnie szpital zajęli i do 1994 roku prowadzili Rosjanie. Leczyli żołnierzy i oficerów, psychicznie chorych, alkoholików oraz prowadzili oddziały chirurgiczny, wewnętrzny, laryngologiczny, dentystyczny, ginekologiczny, położniczy oraz sanatorium wraz z psychoterapią. Podobno w nagłych przypadkach nie odmawiano leczenia i Niemcom. Istniał tutaj klub, biblioteka, sklepy, pralnia oraz osiedle mieszkaniowe dla pracowników, którzy regularnie się zmieniali. Służba w DDR-ach wynosiła dla oficerów 5 lat, a pielęgniarek 3 lata. Kontakty z okolicznymi mieszkańcami były służbowo przyjazne, ale według sowieckich przepisów bez zażyłości.
Gdy w 1994 roku Rosjanie opuścili szpital – zamilkł. I milczy do dziś. Trzeszczą pod nogami rozbite szyby i łamię się suche gałęzie, które wiatr z impetem ciska do środka. Ogromne sale, długie korytarze, puste butelki na parapecie, wciąż biała kuchnia i rosyjskie napisy. A wieża robi jeszcze bardziej imponujące wrażenie, gdy się pod nią stanie.
Żaden budynek na świecie nie jest winny przebiegowi swoich dziejów. Żaden obiekt nie ma wpływu na to, kto spędza w jego murach czas, kto czyni dobro, a kto planuje i realizuje zło. Być może nasza energia ma wpływ na atmosferę, którą później emanuje, być może nasze myśli nasycają ściany emocjami. A jak działa cierpienie? Jak działa niezawiniona śmierć? Jak działa brak wyboru i wydanie na pastwę losu w małym kręgu architektonicznego projektu? Czy ostatni oddech zatrzymuje się na chwilę i wyparowywuje prawami fizyki czy może zastyga na zawsze niewidzialnym gazem przekleństwa?
W drodze powrotnej rozpieszcza nas jesień rozgorzała nadciągającym zmierzchem.