Rozpoczynamy kolejny rodzinny projekt: wędrujemy (co wyjątkowo lubimy) po górych Harzu (które cieszą się naszą atencją) i zbieramy pieczątki, które mają nam przynieść tytuł cesarzy wędrowania.
Góry Harzu nazywane są sercem Niemiec. Na terenie trzech landów, Dolnej Saksonii, Saksonii-Anhaltu i Turyngii, rozciąga się pasmo będące częścią Średniogórza Niemieckiego z najwyższym szczytem czyli słynnym
Brockenem (1142 m n.p.m.). W tym sercu znajduje się Park Narodowy Harzu, który, kiedyś podzielony wewnętrzną granicą, miał z tego powodu wyjątkowo dużo szczęście. W znacznym stopniu, szczególnie po stronie DDR, przyroda nie została naruszona przez człowieka. Dziś 47% jego powierzchni podlega ścisłej ochronie, czyli nie integruje się w naturalne procesy. W pozostałej części prowadzona jest ochrona czynna. Do roku 2022 teren ścisłej ochrony ma zostać rozszerzony na 75%. Oprócz przyrody znajdziemy tutaj jeszcze nie lada gratkę dla zwiedzających obiekty UNESCO. Piękny
Quedlinburg zaimponuje nam kolegiatą, zamkiem i starym miastem, Goslar zabytkami architektury średniowiecznej i renesansowej oraz potężnym palatium królewskim, Rammelsberg kopalnią rud miedzi i srebra, a poza tym odkryjemy też system wodny czyli „Oberharzer Wasserwirtschaft”.
A dla bardziej wtajemniczonych jest Harzowska Igła Wędrownika. W 2004 roku związek „Starzeć się zdrowo w Harzu” z siedzibą w Blankenburg zainicjował projekt budek z pieczątkami, które znajdują się w miejscach atrakcyjnie widokowych, z geologicznymi czy botanicznymi ciekawostkami, albo umiejscowionymi w kulturalnie czy historycznie ważnych punktach. Poza paroma wyjątkami do budek można dotrzeć tylko per pedes albo na rowerze. System igieł tym różni się od innych, że pieczątki nie znajdują się w schroniskach czy lokalach gastronomicznych, ale doskonale zabezpieczone przed wandalizmem na świeżym powietrzu. Czyli po stempel można wybrać się o każdej porze dnia i nocy.
Pieczątek jest w sumie 222. Do tego co jakiś czas dodawane są stemple specjalne, czyli rarytas dla kolekcjonerów, gdyż rotacyjnie zastępowane są innymi. Zdobycie 8-u to brązowa igła, 11 to tytuł księżniczki bądź księcia dla dzieci do 11 roku życia, 16 to srebro, 24 to złoto, 50 to tytuł króla wędrowania, 111 – harzowski wspinacz (żeby ten tytuł zdobyć trzeba obligatoryjnie zebrać 23 pieczątki w miejscach kopalnianych), 150 pieczątek to but cesarza, a 222 to tytuł cesarza wędrowania.
Żeby stemplować trzeba zaopatrzyć się w specjalny paszport i zawsze go mieć przy sobie. Ważne, gdyż pieczątki, szczególnie te specjalne, odkrywa się przypadkiem.
Dobrze zaopatrzeni parkujemy przy parku kuracyjnym w Bad Suderode i wyruszamy na nasz pierwszy igielno-pieczątkowy szlak. Park prezentuje się zachęcająco, aczkolwiek jest zupełnie wyludniony z nieznanych nam powodów. Restauracja Felsenkeller jest zamknięta, a wokół nie ma żywej duszy. Wzdłuż strumienia Quarmbach wspinamy się w górę podziwiając to, co w Harzu zawsze zachwyca – zawiłą w swoich konstrukcjach przyrodę. Docieramy do skały, w której znajduję się drzwi. Z żółtej tablicy dowiadujemy się, że jesteśmy przy tzw. Lessinghöhle czyli jaskiniach Lessinga, które tak naprawdę jaskiniami nie są. To groty wykute w XVI wieku ludzką ręką na zlecenie przeoryszy von Stolberg, czyli kopalnia rud żelaza. Wydobycie zakończyło się już sto lat później, a w 1905 roku szyby odwiedził m.in. kronikarz Lessing, od którego powstała współczesna nazwa. Niestety wejść do środka się nie da.
Maszerujemy dalej i docieramy do pięknego punktu widokowego Anhaltinischer Saalstein. Kiedyś przebiegała tutaj granica między Prusami a Anhaltem i naprzeciwko tej grupy skał znajduje się Prußische Saalstein. Budka z pieczątką numer 186 została otwarta i tym sposobem robimy pierwszy krok w stronę cesarstwa.
Stamtąd kierujemy się na rozstaj szlaków „Die kleine Spinne” (mały pająk) z chatką Pod pająkiem i jesteśmy świadkami pierwszego buntu pięciolatka na szlaku. Wcale się nie dziwimy, gdyż droga, którą przyszło nam iść jest za szeroka i zbyt prosta (tygryski najbardziej lubią te malutkie i kręte) i bunt kończy się na przyjęciu modlitewnej pozycji na jej skraju. Gdy docieramy do pięknego miedzianego jeziorka i przed nami ukazuje się wizja wspinaczki po kolejną pieczątkę w punkcie widokowym „Försterblick” bunt przechodzi jak ręką odjął, a wszystkie zapewnienia o kompletnym braku sił odchodzą w zapomnienie.
Stamtąd pozostaje nam jeszcze spory odcinek do Pruskiej Wieży ciągnący się wzdłuż wspomnianej już prusko-anhalckiej granicy. Idziemy pomiędzy niesamowicie wykrzywionymi drzewami marząc, by znaleźć się tutaj w listopadzie. Pruska Wieża jest drewniana i oferuje wspaniały widok na okolicę. Trasę kończymy w sanatoryjnym Bad Suderode. Próbujemy niedobrych wód, ale przede wszystkim cieszymy wyjątkowością tego miejsca, które mamy wyłącznie dla siebie. I to jeszcze przed covidem;)
Wycieczkę wieńczymy zasłużonym obiadem w o dziwo na końcu harzowskiego świata położonym wegetariańsko-wegańskim lokalu. Patrząc na przedostatnie zdjęcie trudno w to uwierzyć;)