Najlepsze czasy ma już za sobą. Wtedy, kiedy mieszkali tutaj Etruskowie. Albo wtedy, gdy przyłączyła się do rzymskiej republiki w 191 roku p.n.e. I kiedy były tutaj laguny, a ona pełniła rolę portu Rzymu i od 132 roku p.n.e. była połączona z nim systemem słynnych dróg. Laguny uległy jednak zamuleniu i portowe życie przycichło. A już najpiękniej i najpotężniej było od 402 roku, gdy Flawiusz Honoriusz przeniósł się tu z całym dworem i uczynił z niej miasto rezydencjalne cesarzy zachodniorzymskich. Kto nie przyjeżdżał wtedy do Rawenny, by ubijać interesy i zdobywać łaski. Ilu się uwijało, by wystrugać dla siebie jak najwięcej, okręcić cesarza wokół palca, zdobyć zaufanie jego bliskich współpracowników. W końcu Walentynian III wydał konstytucję raweńską, by usprawnić polityczną działalność. I do tego 12 lat później podniesiono Rawennę do rangi stolicy apostolskiej. Zazębiły się trybiki władzy, zacieśnił układ sprawczy i przyciągał do źródła możliwości. Przestała wprawdzie w 476 roku być cesarską rezydencją, za to w IX wieku powstała szkoła prawnicza, w której ustalano słynne prawa rzymskie, co przyniosło de facto studia jury na przełomie XI/XII wieku. O palmę pierwszeństwa może ubiegać się z samym uniwersytetem bolońskim. Literacko zrobiło się, gdy rodzina da Polenta zaprosiła do Rawenny Dantego, a ten, podróżując po okolicy skończył tu „Boską Komedię”. I jeszcze w Rawennie 14 września 1321 roku zmarł, zostawiając resztki swojego ciała pokryte grobem, który nawiedzają turyści.
Później robiło się coraz normalniej. Rawenna należała a to do Wenecji, a to do Francji, a to Państwa Kościelnego, zdarzyło się, że i do królestwa Sardynii. Tygiel kultur, który się przez wieki wytwarzał, uczynił z niej otwartą na świat europejską stolice. I choć ten najmocniejszy politycznie moment ma dawno za sobą, to jednak został splendor. I kultura. Zamierzchłej przeszłości i tamtemu świecko-kościelnemu bogactwu zawdzięcza skarb, który przyciąga do niej po dziś dzień tłumy ludzi. Rawenna jest stolicą mozaiki. I to jaką!
Osiem zabytków zostało wpisanych na listę UNESCO w 1996 roku, zabytków, które ociekają feerią barw, złotem, srebrem i finezją pędzla. Czy to w bazylice Sant'Apollinare Nuovo, gdzie całą procesją idą męczennicy i Trzej Królowie, a każdy w spodniach. Czy w mauzoleum Galli Placydii z V wieku (wtedy przebywał w Rawennie dwór zachodniorzymski), gdzie mozaiki są nie tylko najlepiej zachowane, ale najstarsze i najdoskonalsze artystycznie. Błękitne sklepienie, złoty krzyż, gwiazdy, ewangeliści, gołębie pijące wodę życia wiecznego, Dobry Pasterz i św. Wawrzyniec. A w bazylice św. Witalisa mozaiki miał zasponsorować grecki bankier, choć w oficjalnej wersji podaje się cesarza Justyniana Wielkiego. 26 000 sztuk złota i od 15 stuleci podziwiany jest sam cesarz w purpurowym płaszczu ze złotą aureolą, Abraham, Melchizedek (jak ja lubiłam to imię jak byłam dzieckiem! Jak mnie ono fascynowało!), ofiara z Izaaka, życia Mojżesza i Izajasza, historia Abla i Kaina, 15 mozaik-medalionów z Jezusem, apostołami i świętym Gerwazym. Drętwieje kark od patrzenia w górę, tym bardziej, że nie można oderwać wzroku i trudno uwierzyć, że tak od stuleci, że tyle oczu się w nie wpatrywało, że blask nie przemija, że zachwyt ściska gardło.
Relikwie Faustyny Kowalskiej i Jana Pawła II umywają się do tego bogactwa. Malutkie punkty nie wiadomo czy prawdziwych pozostałości po ciałach wpięte w klęczniki nie są oblegane przez turystów. W kościele Santa Maria in Porto na przykład nasz papież dobrodusznie się uśmiecha zapewne zadowolony z pobytu tutaj, w domu „greckiej Madonny”. Miała jako taka objawić się mnichowi Pietro degli Onesti 8 kwietnia 1100 roku, czyli pierwszej niedzieli po Wielkanocy. A jak wiadomo Wojtyła był cały jej, więc wita gości rozłożonymi rękami zachęcając do wiary.
Spacerujemy po Rawennie od mozaik do mozaik Via Mentana i innymi półcienistymi uliczkami. Jest wieczór, który zdaje się nie mieć końca. Słońce bawi się kolorami ścian, cieniami palm i kościołów, pieści skórę przyjemnym ciepłem rozleniwiając czujność przybysza. Momentami nie wiemy, gdzie jesteśmy, odkrywamy kota a to pod dachem, a to za okienną kratą. Nie szukamy punktu zaczepienia, bo po co. Takie dni mają to do siebie, że chce się zagubić w świecie, by ciągle iść, coraz dalej. Zatrzymuje nas raweńska krzywa wieża Torre comunale e sala d'Attorre i Piazza del Popolo z wenecką atmosferą. Zatrzymuje nas świat, którego już nie ma i ten, który właśnie odchodzi. Błogi spokój przemijania.