Możemy pisać testamenty, prosząc o spełnienie ostatniej woli. I tak nie mamy na to wpływu, jak zostanie ona zinterpretowana, a potem zamieniona w czyn. W przypadku wujka Ho bufonada sięgnęła sowieckiego zenitu. Nadętość granitu splątała się ze skromnością i jego drewnianego domku i malutkiej pagody stojącej na jednej nóżce. Wujek Ho komunistą był, ale nie prześladował buddyzmu. I może tutaj należy szukać zbieżności przypadków. Ho Chi Minh zażyczył sobie skromnego pogrzebu, otrzymał afektowny kompleks przeczący śmierci.
Do mauzoleum polityka, premiera i prezydenta Demokratycznej Republiki Wietnamu wybieramy się po raz kolejny. Dzisiaj body jest otwarte, o czym świadczą nieprzebrane tłumy widoczne wszędzie. Całe wycieczki, klasy i grupy, w większości Wietnamczyków rozlane są po kompleksie, a także poza nim. Nic dziwnego, gdyż ostatnie miejsce spoczynku Ho Chi Minh zaliczane jest do najczęściej odwiedzanego obiektu w Hanoi. Jakże inny widok od tego wczoraj. Samo mauzoleum robi ogromne wrażenie. Budowane od 1973 roku na wzór leninowskiego w Moskwie, z elementami rodzimymi, udostępnione dla szerokiej publiczności w 1975 roku, granitowy olbrzym, który kryje w sobie drobne ciało wielkiego polityka. Ciało, które raz w roku na dwa miesiące wyjeżdża do Rosji, żeby utrzymać swój doskonale spreparowany pośmiertny stan. Żeby dostać się do niego nie trzeba mieć pieniędzy, ale należy spełnić pewne wymagania. Przede wszystkim ustawić się w niebotycznie długiej kolejce, mieć na sobie odpowiednie ubranie zakrywające nogi i ramiona oraz oddać wszelkiej maści aparaty utrwalające obrazy służbie na to tylko czekającej. A potem z dużą dozą nabożności przesuwać się cierpliwie w tłumie z pokorą patrząc na szklaną urnę z uśmiechniętym komunistą. I nie, to nie koniec. Należy jeszcze dać popchnąć się w dalszą część programu czyli zwiedzanie małego drewnianego domku wujka Ho oraz ogromnego muzeum jego imienia i o jego życiu, które jest imponujące. Najpierw miłe pracownice zachęcają nas do odbicia sobie portretu wielkiego polityka, a później przechodzimy po kolejnych wystawowych salach, zachwycając się różnorodnością i … sztuką.
Wytchnienia od tłumów szukamy na południu w najsłynniejszej na świecie Świątyni Literatury. Najwspanialsza z prawie 200 świątyń w Hanoi za sprawą otaczającego ją muru jest oazą spokoju. Pięć dziedzińców prowadzi przez stary, intelektualny świat wyższych sfer i piedestału mądrości. Świątynia Literatury została wybudowana w 1070 roku na zlecenie króla z dynastii Ly ku czci chińskiego filozofa Konfucjusza. Oczywiście jej pierwszą rolą była działalność religijna, szybko jednak, bo już po kilku latach służyła aż do 1915 roku celom edukacyjnym. Kształciła się tutaj najpierw śmietanka wyższych sfer, szybko jednak świątynia stała się pierwszym uniwersytetem kraju. W duchu konfucjanizmu wykładano przez trzy do siedmiu lat administrację, politykę, literaturę, poezję, etykę i historię Chin w językach wietnamskim oraz chińskim. Konfucjańskie pisma musiały być wyuczone na pamięć i nie zajmowano się ich interpretacją czy badaniem. O wysokim poziomie uczelni świadczy do dziś dosyć niewielka, jak na wieki działalności liczba absolwentów – 2313 uczniów przez siedem stuleci zdało z sukcesem trudne egzaminy. Ich nazwiska są wyryte na kamiennych stelach niesionych przez żółwie, z których do dziś zachowało się 82 (ze 116).
Do świątyni przechodzi się przez pięć dziedzińców, które symbolizują pięć elementów natury: wodę, ogień, metal, drewno i ziemię. Jedna droga prowadzi przez środek i była zarezerwowana wyłącznie dla króla, urzędnicy, wojskowi, nauczyciele i uczniowie wchodzili drogami bocznymi. Pierwsze dwa dziedzińce witają starym drzewostanem, ławeczkami i w ogóle zielenią. Na trzecim, zwanym Ogrodem Nagrobków, znajduje się Studnia Niebiańskiej Czystości, gdzie zgromadzone są wspomniane już żółwie ze stelami na grzbietach. Na dziedzińcu czwartym, Sanktuarium Mądrości, czeka sam Konfucjusz i czterech jego najbliższych uczniów oraz wyróżnieni filozofowie. Piąty dziedziniec jest rekonstrukcją, po niszczycielskich bombach francuskich, które spadły tutaj w 1946 roku. Są na nim budynki z salą ceremonialną, muzeum, dzwonem i ołtarzem z podobiznami monarchów, którzy przyczynili się do powstania i rozwoju uczelni. Lotosy, owoce składane w ofierze, miniaturowe pagody z poupychanymi w nie banknotami, bramy, sadzawki, kaligraf, zapach licznych kadzideł i nabożność atmosfery chwalącej mądrość i wiedzę. Wietnamczykom codziennie o tym fakcie przypomina wizerunek jednej z bram Świątyni Literatury Khuê Văn Các, która jest logo lokalnej telewizji oraz widnieje na banknocie 100 000 wietnamskich dongów.
Na przeciwko świątyni przyciągają nas na chwilę kolorowe latawce i wystawa dziecięcych obrazów. Kolorowy świat opuszczamy na rzecz kulinarnych potrzeb. W drodze do mnisiej stołówki przechodzimy przez tory kolejowe, do których wrócimy wieczorem. Przez starą dzielnicę codziennie przejeżdża pociąg. Szyny uwalniane są przez mieszkańców z wszelkich wystawionych na nich rzeczy typu stoliki, krzesełka, paczuszki, kury i koguty zaganiane są do klatek, dzieci wciągane do sklepików. Widok przeciskającego się wąskim przesmykiem pomiędzy domami i ludźmi pociągu jest chyba najbardziej egzotycznym i pożądanym z racji bezpieczeństwa naszego świata.