Jadąc do Baia Mare drogą 19F miga mi po lewej stronie opuszczona willa. Z zapałem przekonuję kierowcę do zachęcająco wyglądającego obiektu i już po chwili skręcamy, by od tyłu wejść na teren posiadłości. Parkujemy przy kolejowych torach, z radością odkrywamy dziurawy płot i starym ogrodem maszerujemy do w oddali majaczącego obiektu.
Willa jest piękna i prawdopodobnie służyła grupom dzieci i młodzieży za wypoczynkowy dom. Obchodzimy ją dookoła, by z żalem stwierdzić, że nie ma możliwości wejścia. Robimy parę kroków przodem do tyłu, by nasycić się jej pięknem, gdy nagle słyszymy szczekania psa. Znad traw po lewej stronie spogląda na nas rottweiler. Nie wiemy czy jest uwiązany przy budzie, czy wyszedł nam na spotkanie i usiadł próbując nacieszyć się, podobnie jak my przed chwilą, widokiem swojego łupu. Próbujemy przytrzymać przy sobie nasze psy odwracając ich uwagę, by nie przyszło im do głów, by patrzeć na boki. Idę spokojnie i miarowo, czując na plecach rosnące napięcie i zdenerwowanie mojej lepszej połowy. Próbuje zmusić mnie stłumionymi parsknięciami do świńskiego truchtu, czemu opieram się z rozsądku. W końcu dociera do mnie syk, że zwariowałam, że kto to widział, że nasz pożre i rozszarpie, a ja jak gdyby nigdy nic udaję, jakby tego psa tutaj nie było. „On ciągle na nas patrzy, pożera wzrokiem, pospiesz się”.
Do dzisiaj śmiejemy się z tego wydarzenia i opowiadamy jako anegdotę. Instynkt przetrwania to męska strona medalu, spokojne oddalanie się od miejsca potencjalnej śmierci, by nie rozniecić instynktu myśliwego w psie – damska.