Krótki pobyt nad jeziorem, które słynne jest ze swojej Atlantydy, zatopionego miasta Werbellow? Jego mieszkańcy pławili się w luksusie i moralnej rozpuście, czym mieli sprowadzić na siebie nieszczęście... Dlaczego nie? Miejsca zdaje się nie brakować, pokoje czekają na gości, kuchnia gotowa do działania, lodówki pełne zapasów, recepcja służy pomocą, a sala balowa czeka na wieczorek zapoznawczy. Wszystko proste w formie kwadratu, kształtne socjalizmem i lekkim oddechem lat 30-tych minionego wieku. Znajdzie się nawet guru, gdyby było trzeba wyjaśnić parę spraw, nagłych emocjonalnych stanów, zawirowań czy retorycznych pytań. Na krótkie zauroczenie pomoże kolorowa wstążka, na poważne kłopoty woń kadzidełka i szelest wiatru. A gdy emocje sięgną zenitu można ochłodzić się wbiegając z własnej hotelowej plaży w jezioro tajemnicze. Kto potrafi może zanurkować, by zobaczyć na własne oczy resztki zatopionego miasta.
W 1957 roku otwarto w tym miejscu schronisko młodzieżowe, podobno w stylu lat 30-tych. W 1971 roku obiekt strawił pożar, przetrwał jedynie mały dom, który zabity pilśniowymi płytami stoi tu do dziś. Schronisko zostało dumnie rok później odbudowane, zmieniono tylko styl na socjalistyczny. Praktycznie prostokątny, skromny i funkcjonalny. Szybko stał się tzw. hotelem młodzieżowym. Otóż w jutrzence socjalizmu miała owa młodzież szczególne miejsce, który to fakt tutaj znalazł swój frywolny wyraz. Wszyscy pomiędzy 18 a 27 rokiem życia mogli zarezerwować sobie pobyt po dość niewielkiej scenie. Okazjonalność, co zapewne wpłynęło na zapewne beztroską atmosferę hotelu. Długie korytarze, niezliczone pokoiki, szumiące z rozmachem drzewa i błękitniejące za oknem jezioro.
Po upadku muru właściciele zmieniali się jak w kalejdoskopie, aż w końcu jeden z nich w 2000 roku ogłosił upadłość finansową. W 2009 roku nowy inwestor przedstawił na targach turystycznych w Berlinie wizję wypoczynkowego ośrodka z daczami wraz z przystanią. Podobne inwestycje zostały już z powodzeniem zrealizowane w Bad Saarow i Wendisch Rietz. Jednak i tym razem wszystko skończyło się ogłoszeniem upadłości. Opuszczony hotel od tamtej pory stawia dzielnie czoła swojemu losowi i wciąż ma nadzieję na łut turystycznego szczęścia. Ktoś już w tej intencji odprawiał tutaj czary. A może zwyczajnie izolował się od codzienności? Rozjątrzał rany swojej kruchej egzystencji? Poddawał w wątpliwość sens codziennej rutyny kpiąc z małostkowości i banalności każdego dnia?
Nie wiadomo. Nie spotkamy go. Pożegnał się ze swoim pokojem 9 lutego tego roku. Pożegnanie czułe, ale i sardoniczne, z wieszaka, z wiąchą badyli na odejście.